Pomysł na scenariusz mógł być banalnie prosty: ot kontynuacja życia bohaterów we współczesnym świecie z uwzględnieniem zarysowanych już w 2-óch wcześniejszych częściach ich cech charakteru. Ponieważ z realizacją czekano zbyt długo (należało za to wziąć się 15 lat temu) i cześć aktorów w między czasie zmarła, to oczywiście trzeba było się do tego dostosować, ale żeby rozwalić wszystko na zasadzie sentymentalny widz i tak wszystko kupi? Właśnie tak powstają wszelkie maści gnioty.
SPOJLER
Prosty przykład historii, która miałaby sens: Zawada po narodzinach dziecka faktycznie rozwodzi się z Solską i wyjeżdża do Holandii bo jak widać to w I części było to małżeństwo trochę z miłości, trochę z rozsądku, a trochę wymuszone, więc jak najbardziej mogłoby się tak zdarzyć. Solska zostaje z całym gospodarstwem i małym dzieckiem na głowie więc dalej musi przekładać swoje marzenia o studiach i karierze w wielkim mieście na przyszłość. W zamian staje się jednak kobietą przedsiębiorczą, która jako samotna matka musi dbać o lepszy start dla swojej córki. Jakaś firma kosmetyczna BIO? Zdrowa żywność? Nieważne, ale można było pójść tym tropem. Tymczasem w filmie widzimy, że szczytem możliwości tej bardzo ambitnej jak na swoje czasy kobiety, jest posada dyrektora w wiejskiej szkole, którą co gorsza dostała po znajomości od Kolasy, a nie ze względu na swoje umiejętności. Pomijając nawet ten wątek i faktycznie robiąc z niej życiową łamagę, to w jednym jak i drugim przypadki film powinien opierać się na wątkach jej córki, tak samo ambitnej, młodej kobiety, która po doświadczeniach matki z jednej strony zrażona jest do mężczyzn, z drugiej strony jest jeszcze bardziej zdeterminowana osiągnąć sukces. W Warszawie po studiach, robi błyskawiczną karierę i albo w pierwszym wypadku rozwija globalnie firmę matki w koncern farmaceutyczny albo gdy mamy drugjią opcję scenariusza sama ją zakłada. W cały wątek wplatamy Wolańskich, którzy w nowej Polsce poszliby w politykę i np. konkurencyjna, być może nieuczciwą firmę. Do tego Piotruś Wolański, który jako rozpuszczone dziecko wyrasta na bogatego lekkoducha. I tutaj pojawia się wątek miłosny, być może zbyt oczywisty, ale koniec końców to miała być prosta komedia. Tak więc córka Solskiej i Piotruś Wolańskich po licznych perypetiach zakochują się w sobie. W między czasie Solska pomagając córce co i raz napotyka wzdychającego do niej prof. Wolańskiego, którego tak samo jak wcześniej całkowicie odrzuca. Wolańska oczywiście jest o niego zazdrosna, aż stawia ultimatum, ze nigdy więcej mają sie nie spotkać. Koniec końców młodzi się zaręczają, babcia Solska lamentuje tak jak zawsze "oj juz ci panienką nie będziesz", a Wolański stwierdza z uśmiechem znanym z pierwszej części "no to chyba jednak będziemy się spotykać". Tymczasem dostajemy opowieść o dyskotece którą można stworzyć za 50 tys. zł i na jej otwarcie zaprosić Zenka Martyniuka (ciekawe za co), sadzonkach marihuany, które Zawada mający problemy z mafią dał synowi za darmo, a które poszły z dymem jak gdyby nigdy nic, wiejskiej policjantce która przed połową wsi postanawia całować się z Japonką której w ogóle nie zna, a która to przyjechała pilnować interesów swojego męża Zawady, ale jak zobaczyła kłócących się ludzi to się przestraszyła. Do tego stara solska zakochuje się w jeszcze starszym prof. Wolańskim, a rozpaczającej Wolańskiej przychodzi z pomocą Piotruś, który mówi że ją kocha i na tym jej problemy się kończą. Absurdów jest jeszcze więcej. Ba jest ich tak dużo, że z dawnych komedii nie pozostało już nic.