Chyba jedynie awarii komputera i leniwemu, wakacyjnemu wieczorowi mogę "zawdzięczyć" fakt, że dotrzymałem do końca filmu. Kolejne telewizyjne rzemieślnictwo jakich setki powstają co roku, w przemelodramatyzowany sposób przedstawiające swoją fabułę. Z historii dałoby się być może całkiem sporo wyciągnąć, ale w formie w jakiej ją przedstawiono nie wywołuje żadnych emocji. W pamięci pozostała mi jedynie niezła gra Joe Mantegny, cała reszta rozmyła się już kilka dni po oglądaniu. Ilość postów na tym forum dyskusyjnym świadczy zresztą o klasie filmu lepiej, niż cokolwiek innego...