Film był wyświetlany w Cannes poza konkursem, ale nie dlatego, że jest to intelektualne kino wysokich lotów, ale głównie z powodów technicznych. Reżyser Jung Byung Gil, były kaskader, stworzył wręcz perwersyjny spektakl akcji i przemocy, który uderza w widza już od pierwszej sceny, która jest bardzo długim szturmem głównej bohaterki na budynek gangsterów nakręconym teoretycznie w jednym ujęciu i z jej punktu widzenia, zupełnie jakby widz grał w grę-strzelankę. Tym właśnie „The Villainess” wpisuje się w niszę bardzo brutalnych filmów i być może stanie się kultowe… Można tworzyć niezliczone porównania do innych tytułów – wspomnianej „Nikity”, niektóre sceny przypominają te z „Kill Billa”, ujęcia są dłuższe niż w „Oldboyu” i równie płynnie zmontowane, co w „Kingsman”, a sceny walki wręcz na podobnym, szokującym poziomie realizmu „The Raid”…