Głupota wylewa się z ekranu niczym woda z Niagary. Sam zaczątek fabularny jest nawet atrakcyjny. — Księżyc, nagle zmienia swoją trajektorię i wkrótce nieubłaganie dojdzie do zderzenia z Ziemią. Niestety pięć minut po rozpoczęciu seansu zaczynamy jazdę bez trzymanki, a kretynizm zaczyna wartko płynąć z ekranu. Mamy na początek astronautę, który podczas misji orbitalnej traci kolegę wskutek kontaktu z "czymś" Które to "coś" skierowało się na księżyc. Po powrocie na ziemię w wahadłowcu bez elektroniki i zasilania(!?) zostaje wylany z NASA i zapomniany. Kilka lat później szalony, lecz genialny wielbiciel teorii pustego księżyca odkrywa, że nasz naturalny satelita niespodziewanie zmienił swoją trajektorię i niebłagalnie wyrżnie o powierzchnie naszej planety. Kolejne minuty filmu to chaos i głupota z szaleństwem w posypce absurdu. Szczątki Księżyca latają sobie wesoło po Ziemi, miasta w sumie też latają, i wszystko sobie lata... A postaci poboczne spacerują wśród tego wszystkiego. Ale dobra, mniejsza z tym. NASA reaktywuje prom kosmiczny znaleziony w jakimś sklepie z zabawkami. Astronauta, czubek od Księżyca i Halle Berry lecą na Księżyc ze zmodyfikowaną mikrofalówką pokonać zło. Na miejscu okazuje się, że sztuczna inteligencja niszczy wszechświat, Księżyc to Arka - ogromny statek kosmiczny i w ogóle to ludzie są z Księżyca, a nie z Ziemi czy coś w tym stylu. Generalnie filmidło jest słabe pod każdym względem. Kuleje nie tylko absurdalnie głupi scenariusz. Efekty specjalne również są słabe. Sceny katastroficzne szybkie i mało widowiskowe. Gra aktorska również jakaś taka słaba. Nic w tym filmie nie gra. Lepiej by było, aby ten film nigdy nie powstał.
No nie tylko. Z komentarzy wylewa się jeszcze większy kretynizm czego sam jesteś najlepszy przykładem.
A ty jesteś po prostu pieniaczem, atakując kogoś kto tylko wyraził własną opinię.
Chyba blisko ci do tych osobników o których piszesz.