Źródło: http://blogs.indiewire.com/criticwire/first-reviews-gus-van-sants-sea-of-trees-i s-cannes-first-stinker-20150515
link nie dziala. IDZ:
http://www.thewrap.com/matthew-mcconaughey-on-cannes-reaction-to-sea-of-trees-an ybody-has-a-right-to-boo/
Filmy, które obecnie doceniane są na festiwalach to taki typowy festiwalowy śmieć, który traktuje o "ważnych" tematach typu homoseksualizm, aborcja i tym podobnym. Filmy, które nie przetrwają próby czasu, bo mówią tylko i wyłącznie obecnych bolączkach - no, ale te snoby na festiwalach to uwielbiają - zwłaszcza jeśli film pozbawiony jest wartości artystycznych (jak 4 miesiące 3 tygodnie 2 dni). Paradoksalnie, bardziej uniwersalne są pozycje, które nie mówią o zwykłych ludziach. Trudno mi pisać o wartości filmu, gardzę nagrodami filmowymi i krytyką ostatnich kilku dekad.
Wybuczone na różnych festiwalach filmy okazały się często najlepszymi filmami danych festiwalów jak Beyond the Black Rainbow, Only god forgives czy Rambler...
"(...)zwłaszcza jeśli film pozbawiony jest wartości artystycznych (jak 4 miesiące 3 tygodnie 2 dni)."
ogólnie to głupoty wypisujesz, kolego, tym co zacytowałem wyżej to już wogóle strzeliłeś sobie w stope.
Dosyć dziwnie wygląda Twoja refleksja o festiwalowym kinie w kontekście tematu filmu Van Santa. Można również sobie zażartować, że ostatnio powstał nowy gatunek kina festiwalowe pod hasłem film leśny, gdyż często właśnie las, staje się bohaterem/świadkiem wydarzeń, co nadaje od ręki aspektu metafory. Dziwne, że tan doświadczony twórca poszedł tak banalną drogą. Jeszcze biorąc ze sobą tak dobrych aktorów.
Na gwizdy może i nie zasługiwał, ale trzeba przyznać, że jest to nie udany film Van Santa. Jestem rozczarowany słabą grą aktorów. Wina leży raczej w kiepsko napisanym scenariuszu niż w aktorach, bo wiemy, że i Naomi i Matthew to doskonali aktorzy na miarę wielkich możliwości. Do tego dochodzi w zasadzie brak wyrazu jakiejkolwiek dramaturgii. Główny bohater snuje się po lesie i wspomina nieudane małżeństwo. I koniec kropka. Słabo.