Cóż Antal chyba naprawdę chciał zrobić film w Ameryce i nie bardzo zależało mu na jakości. Po znakomitych "Kontrolerach" jego "Motel" odczuwa się niemalże jak czołowe zderzenie z TIRem. Kiedy jednak zapomnieć na chwilę o poprzednim filmie i skupić się tylko na "Motelu", to trzeba przyznać, że nie jest to kino najgorszego sortu... pod warunkiem, że nie bierze się go tak bardzo na serio.
Film, choć robi to w sposób dość delikatny (może nawet za delikatny), bawi się konwencją. Awaria na bocznej drodze, właściciel motelu rodem z "Psychozy" - to wszystko bawi i śmieszy. Pod koniec jest też na tyle dynamicznie, by dało się przełknąć wszelkie nielogiczności. Zatem ogólnie nie było źle.
Mimo wszystko jednak żałuję, że Antal wybrał się do Ameryki. Na Węgrzech zrobiłby chyba obraz lepszy.