Jeśli ktoś oczekuje porządnego, nieschematycznego horroru, to się zawiedzie. W zasadzie od pierwszych minut wiadomo, jak nasza historia się skończy.

Wśród licznych mankamentów na uwagę zasługuje ogólny brak klimatu. Już czołówka sprawia na nas wrażenie, że zobaczymy obraz w stylu kolejnej części Bonda - które to filmy są z pewnością ciekawe, lecz horrorem ich nikt nie nazwie. Potem nadchodzi część, którą niektórzy nazywają "siła złego na jednego", choć w tym przypadku chodzi o parę. Mamy więc: środek nocy, daleko do cywilizacji, podróż złą drogą, z prawej wyskakuje na drogę szop, a w dodatku złośliwa małżonka (nic dziwnego, że nasz macho chce się z nią rozwieść) dogryza, że nie był to szop, tylko wiewiórka. Plus to, co zawsze wszystkich kierowców doprowadza do szewskiej pasji, czyli popsucie się naszego pojazdu w najmniej odpowiednim momencie.

To wszystko każe nam się raczej litować nad parą niezdarnych bohaterów, niż buduje jakiekolwiek poczucie zagrożenia. Na takiej podstawie, moim zdaniem, ciężko zbudować może nawet nie porządny, ale naprawdę ciekawy horror.