Zasłużył na cały film. Jak dobrze, że Gruza wyczuł moment i umiał wykorzystać popularność ówczesnej gwiazdy Jarockiej. Wyobrażam sobie, że piosenka Motylem jestem spadła na głowę Gruzy jak jabłko na głowę Newtona. Puścili ją w radiu i Eureka! Obraz Stefana biegającego boso po lesie za infantylną piosenkareczką, która go ostatecznie w tym lesie zostawia, pseudointelektualne rozmowy, ochy i achy na poziomie liceum, ostatecznie temat porzucenia żony, który niedojrzałą piosenkarkę przerósł. I zostawienie Stefana bez butów kilkadziesiąt km od domu bez butów xD. Wspaniałe arcydziełko.