Jak ja nie cierpię, gdy twórcy tzw. "kina artystycznego" stawiają sobie za punkt honoru, żeby ich bohaterowie zachowywali się w sposób jak najbardziej absurdalny.
Zagrane jest to nieźle, w sumie nie żałuję, że obejrzałem, ale fabuła jest totalnie idiotyczna.
Jeden przykład: postępowanie asystentki, która na koniec zostaje biernym uczestnikiem morderstwa, jej kretyński śmiech na samym końcu filmu.
Ale ta dziewczyna była właśnie bardzo prosta, to prowincjonalna gąska. W filmie jest sygnalizowane, że jest zazdrosna o Elene. Cieszy się, bo to ona została wybrana, rywalka zniknie. Pomijam już to, że w samej końcówce to co realne, a to co jest marzeniem zaczyna się mocno mieszać. Już samo to, że obydwie kobiety gra ta sama aktorka powoduje odrealnienie całej sytuacji.
Dla mnie nie ma w tym nic dziwnego. To typowa cicha woda, a na takie należy najbardziej uważać.
Nie taka bierna, bo spaliła dowód (but), więc jest czynna wspólniczką. A dla mnie sam film bardzo nietypowy, zdecydowanie róż ni się od Hitchcocka. Tam napięcie kroi się nożem, tu ewidentnie na pierwszym miejscu jest groteska, potem mocno zarysowane portrety psychologiczne bohaterów z zakończeniem wbijającym w fotel. P.S. dodam, że dla mnie jako przeciętnego widza część scen była zdecydowanie za długa, czym film mocno tracił na odbiorze.