Mam mieszane odczucia odnośnie tego filmu. Uwielbiam twórczość Burtona (pomijając "Alicję...") i spodziewałam się po tym filmie w zasadzie tego co otrzymałam, jednak mam wrażenie, że tym razem facet przedobrzył i do końca nie wiedział co zrobić z tematem.
Nie wszystko trzyma się kupy - za mało nakreślone portrety psychologiczne postaci, np. dr Hoffman - drugoplanowa rola, a mogła to być naprawdę interesująca bohaterka. Wydaje mi się, że nie do końca wiedział co zrobić z Barnabasem - z jednej strony wyrazisty, z drugiej nie wiadomo co, jak i dlaczego. Z innego punktu widzenia za dużo pewnych wątków - chociażby niepotrzebny motyw małolaty-wilkołaka.
Z kolei inne wątki jak najbardziej mi się podobały - postać wiedźmy i to, że była ze szkła, czy sam początek filmu, motyw duchów no i końcówka (wycinając budzącą się na dnie oceanu dr Hoffman - po co?) - dwa wampiry...ok, dobre :)
Niektóre sceny rozbrajają albo bawią (chociażby Barnabas patrzący na logo Mc'Donals'a będący pewien, że to "Mefistofeles!"), niektóre są zupełnie niepotrzebne jak choćby ten wulgaryzm erotyczny, kompletnie nie w stylu Burtona. No i brak konkretnego motywu przewodniego, film nie porywa do końca...albo inaczej porywa, a za chwilę męczy.
Gra aktorska, zdjęcia, muzyka to wszystko jak najbardziej na tak.
Pomimo zalet filmu pozostał u mnie niesmak jak i niedosyt.
6,5/10, a, że połówek nie można zawyżę do 7.