Oglądając "Dark City" nie mogłem wyjść ze zdumienia, że dopiero teraz, niemal 10 lat po premierze po raz pierwszy oglądam ten film. Toż to niezaprzeczalnie jeden z najlepszych obrazów SF lat 90-tych. Oglądany teraz nie traci nic na swej mocy, a dodatkowo zaczyna nabierać posmaku klasyki, co dobrze robi filmowi.
"Dark City" to mroczna wizja będąca skrzyżowaniem "Miasta zaginionych dzieci" z "Truman Show" (z którym niestety obraz Proyasa przegrał w walce o Hugo), choć sądząc po dodatkach twórcy woleliby porównanie z "Metropolis" Langa. Sugestywna wizja przenosi nas do miasta odwiecznej nocy, gdzie człowiek jest laboratoryjnym szczurem w rękach zdesperowanej rasy. Pojawia się jednak typowo dickowski 'człowiek, który był zmienną' i cały dotychczasowy układ się łamie...
Zanim Proyas zrobił nieszczęsny "Ja, robot" tworzył całkiem niezłe produkcje. Najpierw był "Kruk", a potem "Dark City". Film przywraca też moją wiarę w Goyera, którego nie ceniłem zbyt wysoko za całą trylogię "Blade'a", a ostatnio nakręcił nieszczęsnego "Niewidzialnego". Tu jednak wszystko zostało właściwie zbalansowane. Dobre, klimatyczne kino.
Też obejrzałem ten film dopiero po wielu latach i muszę powiedzieć, że spodobał mi się. Klimat noir, pewna umowność i ciekawa fabuła to główne zalety.
[SPOILER]
Przede wszystkim po seansie (i już w trakcie) rzeczywiście nasunęły mi się skojarzenia z Truman Show. Do tego co oczywiste 13 piętro oraz Matrix. Co do tych dwóch ostatnich, to trudno nie zarzucić ich twórcom wzorowania się na MM, podobieństwa niektórych kwestii jest uderzające. Film jako taki w strukturze podobny jest do 13p, ale główna postać to jakby żywcem wycięty Neo. A ze MM powstało pierwsze... cóż ;)
[SPOILER]
Bardzo ciekawy, klimatyczny thriller sf, warty zapoznania się z nim
8/10
Ja obejrzałam go 12 lat po premierze i muszę przyznać, że jest świetny. Nie jestem fanką tego typu filmów, ale obiektywnie oceniając, to film jest świetny w swoim gatunku.