...po pierwszym seansie.
Ten film nie ma drugiego dna.
Jest relacją rzeczywistości otaczającej główną bohaterkę, zawierającą również zapis tego co dzieje się w jej podświadomości.
Problem w tym, że Lynch nie dał widzowi ani możliwej do skonsumowania, powierzchownej warstwy, szkieletu będącego nośnikiem głębszego sensu, ani nie dał widzowi szans na zrozumienie przekazu podczas jednego seansu.
Z tego powodu gdy pojawiły się napisy końcowe byłem rozczarowany.
Prawdopodobnie w ten sposób poczuła się większość widzów.
Chociaż znajdą się oczywiście osoby wytrenowane w odbiorze treści symbolicznych (jestem świadomy własnej niekompetencji w tej dziedzinie).
Ten film zawiera ogromną ilość pięknych scen i motywów:
+ Przedstawia to jak dwie kobiety połączone uczuciem, na zmianę odgrywają dwie przeciwne role w związku. We śnie blondynka dominuje i posiada wręcz niewytłumaczalną inicjatywę, brunetka jest wrażliwa i przestraszona własną sytuacją. W rzeczywistości, dominą jest brunetka, blondynka jest szarą, przygarbioną myszką obawiającą się zranienia.
+ Żartobliwe przerysowane sceny reżysera użerającego się z niewierną żoną, z użyciem różowej farby.
+ Scena przedstawiająca miasto nocą, widziane przez kobiety z taksówki! Coś pięknego, na granicy realności.
+ Camilla prowadząca Diane przez sekretną ścieżkę...
Film nie jest moim zdaniem arcydziełem, ponieważ jest zbyt nieprzystępny w odbiorze dla przeciętnego widza. Lynch przekroczył dopuszczalną granicę skomplikowania.
Ten film jest bezkompromisowy.
Właśnie jest do zrozumienia za pierwszym razem, bo Lynch w pewnym momencie wykłada wszystko jak na tacy. Chodzi mi o scenę w klubie Silencio. Nie dość, że jest to punkt zwrotny to jest to wg mnie jedna wielka wskazówka interpretacyjna. No i jedna z lepszych scen w filmie. :) Na podobnych zasadach Lynch zrobił też LH i IE, ale tam faktycznie bardziej trzeba się nagłówkować. Ale tak w ogóle to te filmy należy przeżywać, a potem poskładanie do kupy samo przyjdzie. (albo i nie, bo z IE nie dałem rady)