Poza zdjęciami i muzyką nic specjalnego w tym filmie niedostrzegam...zmęczyłem się ...znudziłem i nie mogłem się doczekać końca.Niestety do połowy byłem wciągnięty i oczekiwałem jakiegoś zawiązania wątków.Ktoś trafnie przyrównał to do "snu wariatki".
Mam niesmak...i zniechęcam się do innych temu podobnych.Choć wydaję się mi ,że widziałem Blue Velvet i sprawił na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie (ale nic nie pamiętam..bo to było z dobre 15 lat temu )
Ale przeciez wlasnie od polowy filmu nastepuje zawiazanie watkow, tylko nie w standardowym znaczeniu. W Mulholland Drive 95% tresci filmu mozna logicznie wytlumaczyc tylko trzeba troche pomyslec nad tym i moze drugi raz obejrzec, naprawde warto. Pozdrawiam
Mimo wszystko uważam za niewspółmierne nadużycie narzędzi przekazu do efektu końcowego.Kolokwialnie : "Przerost formy nad treścią", bądź "SZTUKA dla SZTUKI" !
Jadąc " Aleją Much"....i obserwując ich krawawe kleksy na przedniej szybie swojego kinowego samochodu ... W końcu wysiadasz i wdeptujesz w niemile pachnące,rozkładające się zakończenie 2 godzinej przejażdżki.