Konstantin Lopushansky terminował u Tarkowskiego przy "Stalkerze" i wyniesione stamtąd doświadczenia są wyraźnie obecne w "Muzeum". Tutaj również mamy do czynienia z metafizycznym science-fiction, w którym droga, jaką przebywa główny bohater wydaje się być ważniejsza od samego celu, a jej znaczenie jest wysoce symboliczne. Podobny jest również oniryczny nastrój i sposób narracji, choć w kwestii "zawartości" mimo wszystko obraz Lopushansky'ego wydaje mi się uboższy od dzieła jego mistrza. Nadrabia za to w pełni za pomocą strony wizualnej: dzięki oświetleniu i filtrom kadry toną w rozkosznie purpurowych barwach, mnóstwo tutaj ciekawych, inspirujących ujęć. Jazda może depresyjna, ale przepięknie wprost sfilmowana.