Oto na zapadłe południe USA przybywa scenarzysta z Hollywood, młody, wykształcony, inteligenty i miłujący pokój oraz wszystkich ludzi (homo-, hetero-, zoo-, nekro, czarnych, żółtych, białych i czerwonych, wyznań - oczywiście wszystkich poza obmierzłym chrześcijaństwem brrrr...).
I ON to spotyka się z tępym buractwem wieśków z południa, strzelających do bezbronnych zwierząt i wieszających małe kotki w szafach porządnych obywateli. Do tego wiecznie ubabrani olejem i śmierdzący piwem, nienawidzących wszystkiego co światowe i modne, słowem wzór zaściankowych buraków, którzy upatrzyli GO sobie i jego żonę na cel.
Brakuje tylko ku klux klanu.
Co ciekawe miłujący świat inteligent w finałowej scenie likwiduje bez większych problemów 5 tępych mięśniako - zabijaków.
Mnie wkurzał ten film a co dopiero Amerykanów z południa.