NAPISY, NAPISY, NAPISY! Chyba tylko one dodały temu filmowi choć odrobinę poczucia humoru. W pierwszym momencie pomyślałam "co jest do cholery?", ale z każdym nowym tworem słownym autora, krzyczałam "chcę więcej!". Wizualna oprawa filmu bardzo dobra, sama jestem miłośnikiem deski i gdybym dopadła Alpy, schrupałabym je bez reszty. Felicity Jones? Mam wrażenie, że pierwszy raz widzę tą aktorkę na oczy. Nie wiem czy zagrała w tak niewielu filmach, czy też ma tak niewyrazistą urodę, że zlewa mi się z tłem. No cóż, niepotrzebne skreślić. Natomiast, to co pokazała, podobało mi się. Nie bardziej niż ciekawy popis Sophii Bush, ale jednak..
Ed, Ed, Ed! Gdzie zniknął nasz Ed?! Do tej pory miałam go za tak wyrazistą postać, a w tym przypadku zlał mi się z otoczeniem. Już Nicholas Braun, zagrał o niebo lepiej. Jakby nie te jego obłędnie wyraziste kości policzkowe, to zapewne nawet bym go nie zauważyła. No dobrze, może jeszcze te oczy coś zdziałały. Mimo wszystko popłynął w tym filmie z nurtem źle dopranej postaci. Mam nadzieję, że źle dobranej. Nie wiem, czy on nie czytał scenariusza, zanim zgodził się, na wzięcie udziału w tym filmie? Chyba wolę pozostać w tej słodkiej niewiedzy. Wytłumaczyłam sobie, że go do tego zmusili. Tak właśnie, zagrozili karą śmierci, tylko wtedy jestem mu wstanie wybaczyć tą pomyłkę. Tylko i wyłącznie wtedy!