Film niesamowicie przypadł mi do gustu. Pokazuje jak z czasem tracimy radość życia przez kolejne rany i doświadczenia. W pokazanej relacji bardziej dojrzały okazuje się młodszy Hayes, który wciąż ma zachowaną "świeżość" i widzi sytuacje taką jaka jest. Widzi spektakularnie piękną i wartościową kobietę z którą czuje ogromną chemię. Sol natomiast widzi tą samą relację z perspektywy mnóstwa ram do których wcisnęło ją otoczenie i stereotypy. Kobiety "przeterminowanej", za starej, po rozwodzie i z dzieckiem... Kobiety, która nie zasługuje na szczęście bo już za późno i już "nie wypada". Uważam, że wiele można się nauczyć od Hayesa, który bierze z życia pełnymi garściami i żyje tu i teraz. Bardzo podobał mi się jego komentarz na opowieść Sol o zdradzie męża "....ale wciąż tu jesteśmy i jemy pyszną kanapkę...." oraz opowieść o castingu i tym, że naszym życiem rządzi przypadek. Piękna opowieść i pięknie odegrane postacie. Czy komuś udało się nie rozpłakać na końcu? :D