Parapsychologia, cóż za wdzięczna tematyka dla horroru :) Motywy telepatii czy telekinezy były wykorzystywane w filmie od dawna ale chyba dopiero sukces ekranizacji "Carrie" Briana De Palmy zwrócił uwagę twórców horrorów na to zjawisko.
O czym jest "Nadawca"? Sprawdźmy! Do szpitala psychiatrycznego trafia młody chłopak po próbie samobójczej. Niestety wygląda na to, że ma poważne problemy z pamięcią. Nie pamięta ani jak się nazywa ani skąd pochodzi ani nawet motywów podjęcia tego ostatecznego kroku. Pacjentowi zostaje nadany przydomek John Doe 83, jak to ma miejsce w przypadku osób o nieznanej tożsamości po czym trafia pod opiekę dr Gail Farmer. Wbrew opinii innych lekarzy dr Farmer bardzo chce rozwiązać zagadkę tajemniczego chłopaka i z czasem odkrywa, iż pomimo tego, że jej pacjent nie może przypomnieć sobie pewnych rzeczy to w jakiś sposób, telepatycznie przesyła jej swoje sny i wspomnienia. A te bywają przerażające i bardzo realne.
Ha, przyznacie, że brzmi intrygująco. I tak też z początku jest. Niestety z czasem twórcy chyba napotkali na spore trudności z zachowaniem ciągu przyczynowo-skutkowego bo decyzje i zachowania bohaterów zmieniają się jak w kalejdoskopie. Na dodatek pojawiają się różne nielogiczności i nic nie wnoszące wątki.
Trudno chwilami przymknąć na to oko ale są też dobre strony. Sceny telekinezy są naprawdę dobre, niektóre wręcz kapitalne i zapadające w pamięci. Ciekawa jest też atmosfera i do pewnego stopnia rozwiązanie całej zagadki. Niestety wkradło się też trochę dłużyzn i środek filmu bywa miejscami powolny.
Efekty specjalne są na wysokim poziomie. Ujęcia są ciekawe a muzyka dobrze współgra z wydarzeniami na ekranie. Aktorsko jest po prostu ok, Oscara nikt nie dostał ale też nikt w niego nie celował w tym filmie. Wszystko sprawia wrażenie sprawnej produkcji i nic ponadto. A szkoda bo potencjał tej historii był naprawdę duży i moim zdaniem, nie został do końca wykorzystany.
"Nadawca" to po prostu przeciętny horror z fajnym pomysłem i kilkoma świetnymi scenami. Z nudów nikt nie powinien umrzeć ale też nie sądzę żeby został czyimś ulubionym filmem ever. Ja bawiłem się po prostu nieźle.