Aktorka bardzo dobrze poradziła sobie z zagraniem femme fatale - już nie tak młoda jak parę lat temu, ale nadal intrygująca - a może nawet bardziej. Ciekawie stworzona relacja między pacjentką, a lekarzem, wieloznaczne zakończenie i dodatkowo - świetna muzyka sprawiły, że ten dość długi film oglądało się błyskawicznie, prawie tak szybko, jak pędzący samochód prowadzony przez pozbawioną jakichkolwiek zachamowań graną przez Sharon powieściopisarkę. A Sharon ze swoimi nielicznymi zmarszczkami wyglądała nawet bardziej "ludzko", nie straciła ona przy tym nic na swojej atrakcyjności i świadomości swojej seksualności. I dobrze..