No właśnie, ale. Film od kiedy pojawił się na ekranach zrobił wielki szum, a krytyka objechała go niemiłosiernie przypisując wszystkie grzechy główne sequela. Fabułą miała byc fatalna, aktorzy niewymiarowi a Catherine Tramell przerysowana. Wczoraj byłem w kinie z nastawieniem dość pozytywnym, bo zawsze staram się doszukać w filmie czegoś ciekawego. Z takim samym nastrojem z kina wyszedłem. Dalczego? Bo film był najzwyczajniej w świecie... solidny.
Pod względem technicznym wykonany przyzwoicie, ujęcia i muzyka łączyły się w jedną, zadowalającą całość. Fabularnie przedstawiał się równie interesująco (niestety, nie równie co pierwowzór, ale o tym za chwilę) a Sharon Stone dała naprawdę piękny popis, może nieco przejaskrawiony, ale przykuwający wzrok.
Więc co sprawia, że film był gorszy od pierwowzoru, że nie stał się tym, czym "Psychoza 2" była dla "Psychozy"?. Otóż na moją ocenę wpływają dwie sceny, które konstruktywnie zapadły mi w pamięć i psuły nieco obraz całości. Jak na ironię są to sceny w filmie najważniejsze, czyli pierwsza i ostatnia. Dzika jazda samochodem z erotyzmem pomiędzy nogami pani Stone od razu narzucał jedno słowo na myśl- przegięcie. Gdy samochód wylądował w wodzie, a zimna uwodzicielka niczym nimfa wypłynęła z pojazdu i zaczęła unosić się ku powierzchni, od razu zaleciało mi kiczem i hollywodzkim rozmachem. Nie podobało mi się to. dzięki Bogu już następna scena, jak i cały szereg kolejnych tworzących film prezentował się już o niebo lepiej. Catherine znowu była chłodna, przebiegła, nieobliczalna. Jej rozmowy z dr. Glassem były wprost porywające (niestety tylko za sprawą pani Stone). Monolog kusicielki w jacuzzi podobał mi się tak bardzo, że o mało nie wyskoczyłem z oklaskami. Poprzestałęm na jarzącej sę w dzikim uśmiechu gębie. Naprawdę dobra robota.
Niestety, film powoli dobiega końca i nadchodzi czas na rozwiązanie, na które wszyscy czekamy. I to ku naszemu zaskoczeniu nie jest ono ani niedopowiedziane, ani mistyczne jak to miało miejsce w pierwszej części. Twórcy w bezczelny sposób narzucają nam najbardziej bzdurne rozwiązanie historii, jakie tylko można było sobie wyobrazić. Gdyby inaczej zorganizowali całość sceny- bez migawek z przeszłości malowanych obscenizmem, gdyby wszystko ograniczyło się tylko do cichego dumania Catherine- niestety, twórcy poszli twardą, wydeptaną ścieżką, podając nam wszystko na tależu. Oczywiście, pod koniec pozostawiają nam cień wątpliwości, ale przedstawione przez nich rozwiązanie smao stara się wołać "wybierz mnie, wybierz mnie!". Wielka szkoda.
Kolejną sprawą, któa najbardziej psuła obraz filmu był sam doktor Glass. Niby twarda postać, z zasadami, ale kto by się nie przyjrzał zauważy, że jest robiona na siłę, bez polotu czy pomysłu i zdecydowanie ustępuje postaci Duglasa. Brak charakteru, brak głębi, brak wyrazu, na dodatek szpetna gęba. Wielka szkoda.
Jednak mimo tych minusów film naprawdę warto zobaczyć. Zmierzył się ze stereotypem sequela i wyszedł z tego pojedynku z podniesionym czołem- zmęczony, nieco potargany i podniszczony, ale jednak zwycięski.
Dla mnie 8/10