Twórcy zrobili z tego filmu wyciskacz łez, żeby odwrócić uwagę od kiepskiej fabuły pełnej nieścisłości. Gdyby nie wiadome zakończenie, ten film zapisałby się w historii kina jako jeden z wielu średnich Bondów. Z Bonda zrobiono Dominica Toretto, a z Vesper Paula Walkera.
Najbardziej w tym wszystkim cieszy to, że nie będzie już więcej Bondów z Craigiem i wspominania Vesper.
W klasycznych Bondach tak naprawdę nie ma ciągłości fabularnej, Bond jest wolny od bagażu emocjonalnego z wcześniejszych filmów i żyje beztrosko, a śmierć kolejnych napotykanych osób jest dla niego obojętna. Theresa jest wspominana w niektórych filmach, ale to bardziej jako trauma uzasadniająca, czemu Bond nie szuka stałego związku. W filmach z Craigiem jest on coraz bardziej zmęczony życiem. Brakuje tej radości z jaką się oglądało stare filmy i Casino Royale.