Stare musi odejść, zrobić miejsce nowemu. Główny bohater jest za stary na to wszystko, żyje sobie na uboczu. Swoje przeżył, swoje widział.
Tak było z Johnem Rambo, Lukiem Skywalkerem i tak jest z Jamesem Bondem też. Ostatnie zadanie do wykonania. Ostatnia próba prężenia muskułów. Ostatni wielki finał przed odejściem. Inna sprawa, że przy takiej serii jak Bond trudno o świeżość i nowość gdy Hollywood wyraźnie korzysta z jej dziedzictwa już i realizuje filmy w stylu Bonda.
Seria powinna być brytyjska a nie hollywoodzka. Posiadać własny styl. Niestety najnowsza odsłona jest do bólu hollywoodzka i rozumiem jęk zawodu fanów. Gdzieś tożsamość serii zaginęła w toku całej tej pisaniny. Weszliśmy w koleiny kolejnego hamburgerowego widowiska z oklepanymi przez współczesne blockbustery motywami ale technicznie dobrze zrealizowanego. Nie można mieć zarzutu do reżyserii czy zdjęć lub muzyki. Główny zarzut należy postawić scenariuszowi, który chce za bardzo i za mocno osiągnąć wzruszenia u widzów. Na pewnym etapie opowieści staje się to już nieznośne i męczące i zbyt hollywoodzkie.