Zdjęcia super, sceny akcji świetne, fabuła ok. Jednak gdzieś tak w połowie filmu zacząłem się zastanawiać, czy chce obejrzeć go do końca. Powodem zwątpienia było kilka scen melodramatycznych i zbyt duża ilość scen komiczo-głupkowatych. Jeżeli chodzi o emocjonalne momenty, to film wypada w sumie dobrze, ale są sceny gdzie czuć ciary wstydu - np. wtedy gdy bohaterowie uciekają włoskimi uliczkami i Madeleine przysięga Bondowi, że go nie zdradziła czy moment śmierci Felixa. 007 czekający na deszcz rakiet również zbyt pompatyczny. Kwestia humoru też wymagałaby poprawienia - James wjeżdżający motorem na pionową ścianę raczej nie miał śmieszyć, ale wypada komicznie. Potem jest scena na imprezie ludzi Spectre - 007 i Paloma kopią złoczyńców. No i nie dość, że kończą walkę nalewając sobie drinka (bardziej jak w parodii Bonda), to jeszcze sama kopanina jest w stylu Jackiego Chana. Moim zdaniem Bond rzuca też za dużo słownych żarcików - w gabinecie M czy w mieszkaniu Q. Może chodziło o pokazanie innego Bonda - chłop jest na emeryturze, ma kochającą kobietę, jest wyluzowany, nie musi już tłumić emocji. Jednak ta zmiana w postaci jest dla mnie za duża. Wydaje się mało prawdopodobne, by milczący i taktowny agent, którego głównym zadaniem jest eliminowanie wrogów nagle stał się śmieszkiem i wyrażającym wprost emocje człowiekiem. Słowem zakończenia - może to wina pandemii albo Craig serio jest już zmęczony graniem 007, ale filmowi zabrakło równowagi pomiędzy powagą, humorem i elegancją. Mogło wyjść lepiej.