Od jakiegoś czasu mam takie spostrzeżenie, że kino bardzo szybko zmierza w stronę propagandy. Topornej, masowej i niskiej jakościowo. Ostatnio co wyjdzie jakiś nowy film to musi tam być na siłę wciskana cała masa światopoglądu, postaw i idei jakie widz ma zjeść z filmem niczym barwniki i aromaty w śmieciowym żarciu. Oczywiście w jakimś stopniu tak było zawsze, ale jednak klimat kina te 15-20 lat temu to jest inna bajka niż to co dzieje się ostatnio. Coś niedobrego stało się z kinem i ta tendencja tylko się pogłębia.
Do rzeczy: film jaki jest każden jeden widzi - jakieś takie mdłe, przewidywalne do bólu, nieoryginalne oglądadło, ale w zasadzie to odpalając ten film chciałem właśnie obejrzeć jakieś głupoty dla relaksu. Ale nie, tak dobrze być nie może. Bo musimy zobaczyć słabych mężczyzn, którzy zniewolili swoje kobiety i ukrywają przed nimi prawdę. Oczywiście docelowa grupa krytykowana to biali mężczyźni, czarnego nie wolno obmawiać bo to nieładnie - bo kolonializm-ucisk-tolerancja i oni są biedni. Ale sami zobaczcie - jakoś czarnych w tym filmie nie ma, znikli.
I taki jest cel tego filmu - on ma ci sprzedać przekaz, nastawić bojowo kobiety przeciw facetom i przeciw tradycyjnemu modelowi rodziny. Przecież główna bohaterka była lekarką, tą "zaangażowaną społecznie" natomiast jej mąż jakimś niechlujnym i leniwym outsiderem ciamajdą, który nie potrafił zapewnić im życia na dobrym poziomie. Ona musiała harować po 30 godzin, a on tylko oglądał śmieszne koty i kombinował jak by tu pójść na łatwiznę. Dawał się skusić jakimś hokus pokus głupotom od "amiszów" z internetu. (Jakie to wszystko jest fałszywe i agresywne). Ale nawet takie harowanie to było jej życie, to była jej "prawda" życiowa, ona uwielbiała tą pracę, REALIZOWAŁA się w niej, a została sprowadzona do roli idiotki pani domu. Pamiętajcie kobiety - REALIZUJCIE SIĘ, bo to jest mądre i doceniane, a zostając w domach, scedowując kwestię kariery na mężczyzn, opiekując się dziećmi jesteście idiotkami. Kiedy role się odwróciły i to on wychodzi z matriksa żeby zarabiać na nich oboje to okazuje się jakim jest słabym histerykiem, nie cierpi tego co robi, ledwo daje sobie psychicznie radę chociaż pracuje tylko na niezbędne minimum - patrzcie jakie te chłopy leniwe, a durne. I przede wszystkim słabe. A kobiety są mocne! Przyszłość należy do kobiet sukcesu!
A tak w ogóle to światem i tak sterują kobiety - patrz jak kończy Frank :). Moim zdaniem pod postacią tej azjatki została spersonifikowana sztuczna inteligencja jaka tym na prawdę sterowała. (hehe, kopernik i bóg też byli kobietami - a macie świnie męskie!)
W "1917" (notabene imho świetny film) - murzyni i hindusi na siłę wpychani do kadru, w "Elvisie" - znów dobrzy i szlachetni murzyni a źli biali, nawet nie będę wymieniał filmów gdzie promuje się i afirmuje od pierwszej sceny LGBT. itd itd itd
Wcale nie jestem jakimś apologetą męskiego szowinizmu, patriarchatu, ultrasem tradycji itd. - tylko jeśli wajcha tej nachalnej propagandy w praktycznie każdej ostatniej produkcji musi być ciągle wychylona na ostre lewo to rodzi się we mnie złośliwość i przekora godna chochlika żeby to o kant dupy rozbić. Pieprzyć takie kino.
Świat się zmienia. Wreszcie do głosu dochodzą grupy społeczne, które do tej pory były w cieniu lub ten głos miały odebrany. I ta zmiana powoduje, że wymaga to od ludzi (przede wszystkim białych mężczyzn) zweryfikowania swojego dotychczasowego obrazu świata, swojej w nim roli. I dla wielu, w tym widzę dla Ciebie jest to trudne. A kino to pokazuje i na szczęście "uczy" kobiety niezależności. I bardzo dobrze.
Właśnie świat się nie za bardzo zmienia - to media czyli nie wybrana przez nikogo demokratycznie władza wpływu, będąca w ręku wąskiej grupy stara się zasugerować takie przemiany i urabiać opinie publiczną. Te grupy społeczne "pokrzywdzone" (kolorowi, LGBT) wcale nie miały odebranego głosu tylko miały głos wprost proporcjonalny do ich zdecydowanie mniejszościowej reprezentacji w społeczeństwie, i to w tym momencie media starają się wykreować obraz pokrzywdzenia (gra na emocjach) i nastawić nas przeciwko sobie. Wiara w to, że media kierują się tutaj sprawiedliwością społeczną i dobrem ogółu jest naiwna. I ostatecznie - nie chcę aby kino było agitką "uczącą" widza, czy to w sposób prawicowy czy lewicowy czy jakikolwiek. Jeśli kino ma być sztuką, a tego od niego oczekuję, musi wyrastać z zupełnie innego pnia.
Sztuka zawsze pełniła rolę edukacyjną, pokazywała różne wizje świata. Sztuka nie jest tylko formą, ale przede wszystkim treścią, która ma oddziaływać na ludzi. To dlatego różnej maści dyktatorzy i autokraci niszczyli niezależnych twórców - palenie książek, nie dawanie pieniędzy na kulturę, ostracyzm, prześladowania.
Na jakiej podstawie twierdzisz, że grupy wykluczone (społeczność LGBTQ+, ludzie o innym kolorze skóry niż biali, kobiet itp.) nie miały odebranego głosu? Jakieś źródła może?
O ciągle trwającej nierówności w życiu codziennym, niesłuchaniu głosu kobiet, nie braniu pod uwagę ich potrzeb bardzo ciekawych faktów można dowiedzieć się z książki "Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn" Caroline Criado Perez. Proponuję poczytać.
"Przede wszystkim białych mężczyzn..."? Proszę nie zaklamuj rzeczywistości. Przyszłość należy do islamu, a tam pozycja kobiety jest taka, że ta z filmu to prawdziwy raj :) Jeszcze kobiety będą tęskniły za patriarchatem, którego, żeby nie było, zupełnie nie popieram.
Masz sporo racji. Żeby nie napisać 100 % :) Kino zmierza w dziwnym kierunku. Ja, zamiast wyczekiwać nowych premier jak to kiedyś robiłam, raczej szukam starych perełek, gdzie każdy tworzył sobie kino takie, jakie chciał, a nie jakie mu narzuca elita próbująca sterować tym, co mamy myśleć. ,,12 gniewnych ludzi'' - gdzie dzisiaj są takie filmy???
Mnie szczególnie żal zrobiło się głównej bohaterki w momencie, w którym powiedziała, że harowała 30 godzin bez przerwy i to kocha... Hm, no ja, mimo że uwielbiam swoją pracę, po 30 godzinach harowania bez przerwy chyba odgryzłabym komuś łeb :) Takie wciskanie kobietom, że praca zawodowa ponad miarę jest spoko powinna być już passe. Mam nadzieję, że młode dziewczyny w te bajki nie uwierzą. Żeby było jasne - praca to ważny element życia każdego człowieka, ale nie samą pracą człowiek żyje i nie wierzę, że normalna osoba powie, że uwielbia pracować 30h bez przerwy. Już nieważne jakiej płci. Chyba że powiedziała to, żeby jemu nie sprawić przykrości. Ale nie sądzę. Brzmiała wiarygodnie :)
Ja zrozumiałam to w ten sposób, że nawet harówa jest lepsza niż zniewolenie. Nie - dla systemu, w którym kobieta ma z góry wyznaczoną rolę pani domu służącej i zależnej od męża. Oczywiście praca po 30 godzin, by utrzymać siebie i męża jest też pewnym zniewoleniem. Nie ma tu absolutnej wolności, ale nie ma też zamknięcia kobiety w jednej roli, narzuconej społecznie. Natomiast gdyby mąż w prawdziwym świecie poszedł do pracy i dzielił obowiązki domowe to wtedy pojawia się zarys wolności dla obojga i brak przymusu pracy z dodatkowymi dyżurami. Problem jest w tym, że on nie pracuje zawodowo i nie ogarnia domu. Czyli w obu światach i w tym rzeczywistym i tym wirtualnym bohaterka jest na przegranej pozycji.
Jako kobieta pracująca na wysokim stanowisku zupełnie inaczej odebrałam ten film. Zazdrościłam tym dziewczynom. Nie chciałabym żyć tak wiecznie, ale z utęsknieniem patrzyłam na to, że można tak bardzo skupić się na domu, dzieciach. Wieczorem być zrelaksowaną i chętną na zabawy, wiecznie pięknie ubraną i jeszcze w ciągu dnia popływać sobie w basenie. Przeszły mnie myśli, co poszło nie tak z tym światem, że musimy się tak zacharowywać i nie mieć siły na to co najważniejsze, właśnie ten dom i tego mężczyznę i relaks. A też kocham swoją pracę jak główna bohaterka i też często wracam tak zmordowana do domu.