Wszyscy widzicie tutaj klony, jako klony. Tekst "jesteśmy klonami ćpunów.." itd. sprawił, że odnoszę wrażenie, że nazewnictwo "klon" jest użyte tylko po to, by wyłączyć emocje i uczucia. W rzeczywistości, w moim odczuciu, do takich "szkół" trafiały dzieci ćpunów, chorych psychicznie, pozamykanych ludzi z (jak było to tutaj ujęte z resztą) rynsztoka i marginesu. Na prawdę tylko ja tak to odbieram?
Tak, bo dzieci osób z rynsztoku i marginesu byłyby beznadziejnym materiałem psychicznym. Pomińmy, że osób chorych psychicznie nawet nie klonowano, bo Ruth o tym mówi. Dziecko ćpunki czy alkoholiczki może mieć rozmaite przypadłości, które uniemożliwiają uznanie go za dobrego dawcę, skoro klonowanie odtwarza organizm w stanie zdrowym.
Ale bycie dzieckiem alkoholika/narkomana/osoby chorej psychicznie nie sprawia, że nagle ktoś nie nadaje się na dawcę organów. Można być nawet psychicznie upośledzonym, a o ile nie ma się FAS, to jeśli dziecko nie zacznie brać używek, to będzie miało zdrowe organy. W tym kontekście teoria o tym, że dziećmi przeznaczonymi na organy są sieroty ze złych rodzin jest sensowna. Mówienie im, że są klonami sprawia, że czują się gorsi niż inni ludzie i mają mniejszą skłonność do buntowania się.
na samym początku filmu jest informacja, że w 1952r. świat się całkowicie zmienił. nie jest to przypadkowa data, ponieważ to właśnie wtedy Watson i Crick odkryli DNA, co zapoczątkowało późniejszym klonowaniom najpierw zwierząt, a później ludzi. można oczywiście odbierać to tak jak mówisz, ale myślę, że to jednak były klony, które chciały żyć tak samo mocno jak ich Oryginały. i o tym między innymi chodzi w tym filmie.