Jeszcze przed premierą film okrzyknięto arcydziełem, bo przecież zrobił go sam mistrz campu i tworzenia miksów gatunkowych. Przeglądając internet natknąłem się na mnóstwo komentarzy, świadczących o tym, że Tarantino ma wielki fandom również w naszym kraju. Większość z nich oscylowała między wpisami w stylu: "fajna sieka" a "bekowe dialogi i epicka muzyka". Osobiście lubię i doceniam Quentina, bo wierzę iż w galerii malarskiej obok pięknych pejzaży wisieć muszą również obrazy z odbitym w farbie tyłkiem. Pech chce, że galeria twórcy "Pulp Fiction" zamienia się w szalet publiczny, a różnorodność, którą tak cenię sobie w kinie, znika pomiędzy wymiętymi dolarami w pękatej kasy biletowej.