Jak sam przyznaje, jego filmy to zlepek zapożyczeń z innych filmów, których pewnie sie naoglądał tysiące, a on potrafi z każdego wyłuskać po 1%, skleić to i... wychodzi kino wielkich wrażeń! Moje wrażenie jest takie, że tego typu mix, powoduje iż Tarantino nie jest w stanie tak naprawdę zbudować głębi, filmu z przesłaniem, z dobrym, wielowątkowym scenariuszem, a w szczególności widać to po dwóch ostatnich filmach.
Twórczość tego człowieka, opiera się na jednym wielkim efekcie, który jest makabryczny, groteskowy, nieprzyzwoity, bezwzględny... Moim zdaniem, taka twórczość prędzej czy później się znudzi dla widza Tarantino, bo my już to znamy, znamy te emocje, te brudy zawarte w postaciach jakie stworzył, ten krwawy, bezwzględny styl narracji...
Z całą pewnością na plus dla Tarantino, jest fakt, że nie robi wiele tych filmów, przez co jest czas na "zapomnienie" i zgłodnienie przed kolejny krwawym seansem!
Powiedziałbym, że współczuje Q.T, ale wiedząc jaką mamonę zarabia na tych filmach, to wcale nie jest mi go żal, taką wybrał drogę, powinien się cieszyć że potrafi to wszystko zmontować w jedną wielką całość (te tysiące obejrzanych filmów), bo gdyby miał polegać tylko na talencie twórczym i kazano by mu od podstaw zrobić całkowicie inny film, to byłby on niemal na pewno, klapą :)

Reasumując- nie uważam ze Q.T to jakiś geniusz filmowy, raczej cwaniak, ale... mam przez to hejtować jego filmy?