Przedziwny film. Rozpoczyna się bez najmniejszego wstępu, jakiegokolwiek wprowadzenia, które poświęcałoby czas na
przedstawienie, zaprezentowanie bohaterów, wprowadzenie w konkretną sytuację. Ona bowiem już się dzieje, a my musimy
się jakoś w niej odnaleźć. Początkowo znajdujemy się na szkolnym basenie. Szesnastoletni Martin skarży się nauczycielowi
na ból w prawym oku. Ten zawozi go na pogotowie, by okulista mógł sprawdzić czy nie jest to nic groźnego. Po wykonanej
kontroli, mężczyzna chce odwieźć chłopaka do jego domu. Jednak w wyniku pewnych komplikacji, których nie da się szybko
rozwiązać, postanawia przenocować go w swoim mieszkaniu. Ryzykuje przy tym co najmniej utratę pracy, bo Martin nie jest
jeszcze pełnoletni. Trudno jednak w tym filmie odgadnąć intencje bohaterów. Prawdziwe zamiary dorosłego już nauczyciela i
nastoletniego ucznia. Obaj są jakby nieobecni, wycofani, niepewni, przez co przez bardzo długi czas nie wiadomo zupełnie
jak rozwijająca się sytuacja się potoczy. Mało czego można być tu pewnym. Bo reżyser ponadto przedstawia nam pewną
sytuację z jednego punktu widzenia, sugerując nam tym samym pewne rzeczy, które później okazują się być jednak trochę
odmienne.
Dlatego i rozwinięcie w tej produkcji jest dość dziwne. Nietypowe, nieprzewidywalne, zastanawiające. Bo reżyser - jakby
same niedopowiedzenia nie były już wystarczającym utrudnieniem - wprowadza pod koniec jeszcze retrospekcje,
unaocznione marzenia i pragnienia, które mieszają się bardzo z faktycznie zaistniałymi sytuacjami. Sporo w tym obrazie,
szczególnie na początku, mylących zdjęć, skupiania się na szczegółach, fizycznego zbliżania się do bohaterów, zwracania
uwagi na ciało, spojrzenia, gesty, co powoduje, że zaczynamy odmiennie odbierać tę opowieść. Błędnie przypuszczać jak
może się ona rozwinąć. Tym wprowadzaniem w błąd nieźle zajmuje się tu również muzyka. Strasznie dziwna, bardzo
nachalna, jakby nie pasująca do gatunku jaki ten obraz reprezentuje. Bo "Nieobecny" to melodramat, a zza kadru
wybrzmiewają dźwięki wyjęte jakby z horroru, czy thrillera. Trochę sztucznie budując napięcie, podnosząc temperaturę,
starając się za wszelką cenę podkręcić napięcie, co chwilami wydaje się dziwne, nienaturalne. Właśnie przez tą dziwną
muzykę, film ten oszukuje co do zamiarów bohaterów, szczególnie jednego, które wydają się być znacznie gorsze niż
naprawdę. Bo wyciągnięte z kontekstu, przedstawione w bardzo niejasny, ukierunkowany sposób, wydają się inne, mylą nas
bardzo łatwo.
Na plus tej produkcji można zaliczyć przede wszystkim ciekawy pomysł na ukazanie, takiej w gruncie rzeczy, bardzo prostej i
krótkiej historii. Przedstawienie niespodziewanie takiej trochę odwróconej relacji. Niestety już samo wykonanie tego
pomysłu nie jest najlepsze. Za mało wciągające, na dłuższą metę niezbyt interesujące. Bo choć - szczególnie na początku -
wyraźnie wyczuwalne jest tu napięcie między bohaterami, podkręcające niewiedzę i zaciekawienie, tak juz późnej, po
pierwszej nocy jaka się odbywa, coraz bardziej zaczyna się ono rozmywać i całość zaczyna coraz bardziej dryfować. Obraz ten
stara się mówić o tęsknocie, fascynacji, niespełnionych marzeniach, rozmyślaniach, w zupełnie inny sposób i ta inność przez
pewien czas, początkowo, przyciąga uwagę. Za mało w niej jednak prawdziwych emocji, za mało wyrazistości, przez co nie
odczuwa się jej i niewiele z niej dla nas po zakończonym seansie zostaje. Dlatego świetnie podsumowuje ten obraz
wypowiedź jednej z bohaterek, która w pewnej chwili, już pod sam koniec filmu, mówi o pewnej książce, którą skończyła
czytać. Mogę powiedzieć dokładnie to samo tyle, że o tym obrazie: Chyba nie podobał mi się ten film, wiedzie do nikąd.
Zapewne celowo nie wyjaśniono wszystkiego. Ale czułem, że czegoś w nim brakuje. Później można się tylko zastanawiać,
czy taki film komuś polecić...
6/10
Nie rozumiem dlaczego niektórzy ludzie piszą pełnowymiarowe recenzje, ale zamiast je dodać do bazy jako recenzje właśnie, umieszczają je w komentarzach, pozwalając aby zginęły przykryte stosem typowego forumowego guana. :-/
Odpowiem ci na moim przykładzie. Sam napisałem dwie recenzje do filmów które nie miały ani recenzji ani opisu. Próbowałem je zamieścić kilka razy. Jednak ZA KAŻDYM RAZEM nie znalazła ona uznania administratora, który je po prostu kasował. Były to dość porządne recenzje, nie było w nich nic niestosownego czy niezgodnego z regulaminem. Nie byo też zadnego sygnału zwrotnego o powodach tego działania.
Więcej już recenzji nie będę zamieszczał.
Wow... Dzięki za podanie możliwego wytłumaczenia. To prawda, że filmwebowi weryfikatorzy potrafią bardzo skutecznie zniechęcić do jakiejkolwiek aktywności na portalu swoim czepialstwem, niekompetencją a czasem wręcz głupotą. Ale akurat z zamieszczaniem recenzji mam tu wyjątkowo pozytywne doświadczenia - tak jakby wiedzieli, że recenzje są "dobrem rzadkim" i o recenzentów należy dbać i nie zniechęcać ich bezmyślnie. Smutne, to co piszesz - czy to był ten sam weryfikator czy różni?