Czuję się troszkę rozczarowany po tym seansie. Wiało nudą w całym filmie. Oni tylko siedzieli gadali i gadali, i gadali, a w mniej więcej 3/4 filmu akcja się rozkręciła, ale piewsze wrażenie spowodowało, że specjalnie nie zwróciło to mojej uwagi. Mam jednak wielki szacun dla amerykanów, że pokazali konkretne osoby zamiast martwić się ludzkim życiem i podstawowymi zasadami bezpieczeństwa kompletnie je olali, i dalej srali w worek z pieniędzmi pokazując jakich ludzi przyjmowano na tak odpowiedzialne stanowiska. Może dla amerykanów i fanów kolei to był fajny film, trzeba przyznać że dla tych osób jest to prawdziwa gratka, ale ja się takimi rzeczami raczej nie interesuję i pewnie dlatego nie za bardzo mi ten film przypadł do gustu. Po Tonym Scottcie spodziewałem się czegoś lepszego, a tutaj dokładnie jak w recenzji. Fabuła była "prosta jak cep". Grą aktorską aktorzy nie mieli się nawet czym pochwalić bo po prostu było tutaj mało jakichś tam wybitnych scen dialogowych. Raczej działania pod presją i opowiadanie o sobie, gdyż może będą to ich ostatnie momenty życia. Może jakbym był amerykaninem zrobiłby ten tytuł na mnie wrażenie, ale w Polsce raczej coś takiego nie wywrze piorunującego wrażenia.