PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=622028}

Niesamowity Spider-Man 2

The Amazing Spider-Man 2
2014
6,7 114 tys. ocen
6,7 10 1 114192
6,4 33 krytyków
Niesamowity Spider-Man 2
powrót do forum filmu Niesamowity Spider-Man 2

Mówiąc szczerze, bardzo sceptycznie podchodziłem do nowej serii filmów o Człowieku-pająku. Kiedy wychodziły dzieła
Raimiego, byłem jeszcze bardzo młody, toteż zrobiły na mnie przeogromne wrażenie, a Spider-man stał się moim
bohaterem numer 1 na dobrych kilka lat! Tak wiem, trylogia Raimiego ma swoje minusy, i to spore, i chociaż wciąż
uważam ją za naprawdę udaną, to nie same odświeżanie serii mnie zniechęciło. Wcale nie przesadna sympatia do
starszej trylogii!

Zniechęcił mnie sam fakt, że zaledwie po pięciu latach od ostatniej części, ktoś robi film o Spider-manie zupełnie od
podstaw. Dla porównania: Robocop - rok 1987, Nowy Robocop - rok 2014. Było tego dla mnie za dużo! Filmy Raimiego
wychodziło w przedziale od dwóch, do trzech lat. Nowemu filmowi Webb'a, nie zajęło to jakoś niezwykle dłużej... Byłem
przejedzony. Miałem pająka po uszy!

W końcu jednak zdecydowałem się na obejrzenie nowego Spider-mana. Wrażenia? Całkiem dobre. Film został
potraktowany w nowoczesny sposób i mimo że kilka rzeczy mnie denerwowało, przyznam że nowy Spider-man jest
naprawdę udany. Największe wrażenie zrobiła na mnie walka w szkole, najbardziej irytowało mnie ciągłe zdejmowanie
maski przez głównego bohatera...

Jak jednak jest z drugą częścią? Czy Webb utrzymał całkiem wysoki poziom pierwszej części?

Widać że się starał, lecz moim zdaniem nie.

Wszystko jest teoretycznie na tym samym poziomie. Peter Parker jest taki sam (choć przyznaję, że mnie się taka jego
wersja nie podoba), akcja ciągle na tym samym poziomie, fabuła w miarę sensowna, naładowana racjonalnym
myśleniem człowieka-pająka, planowaniem wszystkiego od początku do końca.

Niestety, wszystko inne zostało zupełnie schrzanione. Kto pamięta Mary Jane z trylogii Raimiego, ten wie że wątek Gwen
Stacy został znacznie lepiej przedstawiony w pierwszej części nowej serii. Tutaj? Tutaj rozpoczął się genialnie. Gwen
przemawia na zakończeniu roku, Peter walczy z przestępczością, a gdy w ostatniej chwili wkracza na podium,
przebierając się prędko z kostiumu, całuje Gwen na oczach wszystkich kolegów. Po prostu cała chemia między tą
dwójką w jednej scenie!

Wszystko później zaczyna się pieprzyć... Peter w przewidzeniach widzi ojca Gwen i zaczyna rozważać nad ich związkiem.
Brzmi ciekawie w zamyśle, lecz problem w tym że bohaterowie rozważają głównie jedną kwestię: "Czy mamy być
razem?". Dokładnie to wywnioskowałem z ich rozmów. Nie mówią o niczym konkretnym, nie pokazują nam prawdziwych
przeciwwskazań. Po prostu zastanawiają się, czy być razem, czy nie. To czyni ich romans w tym filmie pasmem kłótni o
nic. Wspomniany wątek ojca pojawia się w pewnych momentach i znika. Znika na tak długie momenty, że czasem
zdarzyło mi się o nim zapomnieć. Nawet nie pamiętam w którym momencie Peter sobie z nim poradził i w jaki sposób.

Co właściwie daje jedno pytanie: Gdzie w tym wszystkim Uncle Ben? Poważnie, najważniejsza osoba w życiu Peter'a
zostaje w tym filmie kompletnie zapomniana! Wiem że Martin Sheen nigdy nie pobije Cliff'a Robertson'a, lecz mimo
wszystko był całkiem dobrym Uncle Ben'em. Tutaj go nie ma. Zostaje wspomniany w bodajże dwóch momentach.
Najważniejszą osobą dla Peter'a, jest jego ojciec, którego widział przez kilka lat swojego życia (choć przyznaje, że scena
w samolocie jest genialna). Najwyraźniej Uncle Ben odszedł do lamusa. W każdym filmie, serialu, czy komiksie o
Spider-manie który widziałem, Uncle Ben zostaje wspomniany przynajmniej raz na jeden zeszyt/odcinek, lub co
dwadzieścia ekranowych minut. Jest tym przez kogo Peter został bohaterem. Tym, którego żelazną zasadą Peter kieruje
się przez całe życie. Jednak Webb uznał, że nie ma powodu by o nim nie zapomnieć...

Wiecie co mi się bardzo podobało w osobie Spider-mana? Ta jego osobowość Przyjaciela z Sąsiedztwa. Raimi
oczywiście dał nam kilka takich momentów. Pouczanie dzieci, świeżo uratowanych spod ciężarówki itp. Lecz w tym filmie
Spidey zatrzymuje się by pocieszyć pierwszego lepszego człowieka (genialna scena po uratowaniu Max'a)! Po
uratowaniu dzieciaka od szkolnych łobuziaków, nie tylko pochwala jego pracę, nie tylko naprawia jego wynalazek, lecz
odprowadza go do domu! Przybija piątkę strażakom, miast klepać tyłki stara się dogadać z przeciwnikiem! Zostaje
przedstawiony jak idealny Przyjaciel z Sąsiedztwa!

Co mi się w nim nie podobało? Nie wiem czemu, lecz kiedy widziałem Spider-mana w trylogii Raimiego, czułem że to
Spider-man. Tutaj widzę faceta w kostiumie. Może to jest lepiej, bo w końcu dlaczego facet w kostiumie domowej roboty,
nie miałby wyglądać jak facet w kostiumie? Mimo wszystko dziwnie się z tym czułem.

Przejdźmy teraz do najgorszej moim zdaniem kwestii. Czarne charaktery. Od razu zaznaczę, że nie mam nic do Rhino.
Wiele osób strasznie się wkurzyło za jego występ, ale powiedzmy sobie szczerze, Rhino nigdy nie był jakimś naprawdę
ważnym przeciwnikiem Spider-mana. Tak więc potraktowanie go jako poboczny smaczek w ogóle mi nie przeszkadzało.
Zacznijmy zatem od Electro.

Electro przeszedł sporą przemianę, gdy wyciągano go z kart komiksów. Z głąbowatego elektryka, został dziwacznym
naukowcem, zmienił kolor skóry, zatrudnił się w Oscorp. Nic z tego mi nie przeszkadza. Wystarczy zresztą zobaczyć Jamie
Foxx'a w ostatniej fazie, w tym czarnym skafanderku. Przypomina czasem za bardzo Doktora Manhattana, lecz moim
zdaniem wygląda zabójczo. Co jest z nim nie tak?

Zacznę od jego przemiany. Dlaczego zmienił się w Electro? Bo tak! Był naukowcem i po prostu "zdarzyło" mu się mieć
wypadek. Czy tylko mnie to zirytowało? Pomyślmy o innych przestępcach z innych filmów o Spider-manie.

Green Goblin/Norman Osborn - przemienił się w nadczłowieka, po tym jak przetestował na sobie niebezpieczny steryd,
chcąc utrzymać kontrakt z wojskiem.

Dr. Octopus - przemienił się w nadczłowieka, po tym gdy stworzył mechaniczne ramiona i niestabilny generator energii,
wszystko w imię dobra miasta. Do wypadku doszło podczas prezentacji, kiedy to okazało się że generator jest po prostu
niestabilny.

Sandman - uciekał przed policją, wpadł do poligonu testowego.

Venom - poszedł do kościoła, oplótł go symbiont, którego świeżo co pozbył się Peter.

Jaszczur - podobnie jak w przypadku Normana Osborna, z kilkoma różnicami.

Electro? Electro pewnego razu kopnął prąd, po czym wpadł do wody pełnej jakichś tam elektrycznych węgorzy. Nie
mówię że powstanie poprzednich czarnych-charakterów nie było naciągane. Weźmy pod uwagę na przykład fakt, ze każdy
z nich był w ten czy inny sposób powiązany z Peter'em. Cóż za bieg okoliczności! Problem w tym, że każdy z tych czarnych
charakterów powstawał z jakiegoś powodu. Przyczyna i skutek. Miało to sens od początku do końca, lub wynikało z
jakiegoś fabularnego zapętlenia. Electro po prostu "zdarzyło" się mieć wypadek w pracy. Tak, po prostu. Zwykły dzień.
Nikt nawet nie starał się wytłumaczyć dokładnie, czym są pokazane węgorze. Po prostu jakieś tam były, do czegoś tam
służyły. A i przy okazji: to one stworzyły Electro. Do widzenia!

Z nowym Green Goblinem jest podobnie, ale to później. Najpierw pogadajmy o charakterze Max'a, który rozwijał się
genialnie, później został schrzaniony. Poznajemy Max'a, jako niezauważanego i pogardzanego przez wszystkich dziwaka.
Mimo ekscentrycznemu sposobowi bycia i obsesji na punkcie Spider-mana, jest całkiem w porzo gościem. Chcę
odnaleźć swoje miejsce na ziemi, chcę coś znaczyć, być kimś. Jednak w tym dobrym znaczeniu. Nie chcę władzy, nie
chcę pieniędzy. Chcę zostać doceniony. Jest taka świetna scena w windzie, z Gwen Stacy, w której to zatrzymuje dla niej
drzwi. Gwen mówi: "Wielu po prostu by zignorowało...", on odpowiada: "Wielu nie patrzy na innych". Co z tego wynika? Że
Max'owi nie zależy tylko na uwielbieniu, on sam chcę zauważać innych! Stąd wypływa jego fascynacja Pająkiem. Spidey
nie tylko jest w centrum uwagi, on sam uważa na wszystkich w okół. Można by zatem pomyśleć, że Max jest raczej
materiałem na bohatera, nie na przestępce.

Trzeba jednak przyznać, Max'owi wielu ludzi zalazło za skórę i nic dziwnego że się wkurzył. Balansował na krawędzi, lekko
zawiałby wiatr i mógł spaść w każdą ze stron. Problemem jest samo rozwiązanie tegoż wątku. W pewnym momencie
Max zauważa siebie na każdym monitorze w mieście. Nie może uwierzyć, że wreszcie go zauważono. Dochodzi jednak
do sprzeczki z Spider-manem, Max źle rozumie sytuację i wybucha. Tu mamy pierwszą durnotę. Owszem, nic dziwnego
że wkurzył się na ludzi, nic dziwnego że wkurzył się na policję. Lecz czemu tak nagle porzucił swojego idola? Można to
tłumaczyć na wiele sposobów. Moim zdaniem żaden nie jest przekonujący. Dlaczego? Bo Max nigdy nie chciał by się go
bali! Nie chciał być tyranem, przestępcą! Po za uwagą, chciał ludziom pomagać! Po scenie walki, dostajemy od niego
niezwykle rozwiniętą filozofię terroru, której "zdarzyło" się urodzić w jego głowie i która zaprzecza wszystkiemu co do tej
pory w nim widzieliśmy. Człowiek nie może tak diametralnie zmienić się w jednej sekundzie! Nagle zależy mu na
zostaniu bogiem! Na szerzeniu strachu! Na nienawiści! "Zdarzyło" mu się zmienić. Co jeszcze? Kiedy Harry do niego
przychodzi i krzyczy do niego "Potrzebuje się", znów coś zapala się w oku Max'a. "Potrzebujesz mnie...?". Znowu widzimy
materiał na bohatera, tego kto chcę znaleźć swoje miejsce w świecie, pomagając innym. Lecz nie radzę się
przyzwyczajać, to tylko jedna kwestia... Co jeszcze? Tak, jest coś jeszcze... Wspomniana rozmowa Gwen z Max'em w
windzie. W tej rozmowie wyraźnie wyglądamy, jak między dwojgiem rodzi się jako taka sympatia. Gwen na pewno
dostrzegła tą poczciwą część Max'a i mimo że w kilku scenach mamy nadzieję, że to właśnie dzięki niej dojdzie do
nawrócenia dziwaka, nie dochodzi do ani jednej sceny, rozmowy, pomysłu, który faktycznie pokazywałby jakiś krok w tym
kierunku. Co dostajemy? Spidey i Gwen, bez żadnych wyrzutów, układają plan jak zabić Electro. Tak! Zabić! Nie
powstrzymać, nie unieszkodliwić, a zabić! Człowieka który był po prostu zagubiony, który ewidentnie nie był zepsuty do
szpiku kości, główni bohaterowie postanowili po prostu zabić... Słyszałem pewną opinię na jego temat: Dziwni ludzie
robią dziwne rzeczy. Zgodziłbym się z tym, gdyby nie nagła, rozbudowana filozofia zniszczenia świata. Ona nie mogła
wziąć się znikąd! Film pokazuje, że tak się właśnie stało. Co do jego wypadku: może to faktycznie mniej naciągane, że
postać nie będąca naprawdę blisko z Peter'em (czyli nie tak jak w całej trylogii Raimi'ego) staję się złoczyńcą. Ale
człowiekowi z obsesją na punkcie Pająka, uratowanemu przez niego pewnego dnia, następnego dnia po prostu "zdarza"
się mieć wypadek? Nazwijcie mnie szaleńcem, ale dla mnie to jeszcze bardziej naciągane...

Między innymi dlatego nie mam nic przeciwko Rhino. Jest on pokazany jako zwykły przestępca, jego motywy nie są
naciągane, po prostu jest zły. Żadnej nie mającej sensu komplikacji...

Dojdźmy zatem do Green Goblin'a. Zaznaczę od razu że Harry podobał mi się znacznie bardziej w trylogii Raimiego.
Głównie dlatego że miał AŻ TRZY FILMY, by rozbudować swoją postać. Temu Harr'emu postanowiono dać jeden. Efekt?
Podobny do Venom'a... Największe dziwactwa: Dlaczego nie założył regenerującego kombinezonu wcześniej? Jakim
cudem tak po prostu pokonał tych dwóch strażników? Nie ot jest jednak najgorsze. Jak już pisałem: postać bardzo słabo
rozbudowana. Pojawił się w jednym filmie, w tym samym został przestępcą. Lecz pojawił się "tak po prostu", na szarym
końcu, na kilka minut. Tak samo jak wspomniany Venom. W pierwszej części Raimi'ego, widzimy Goblina który rzuca
dyniowymi bombami, lata na gliderze itp. Tutaj Goblin też lata na czymś i czymś tam rzuca, lecz wygląda to tak jakby
reżyser chciał powiedzieć: "Nie obchodzą mnie jego atrybuty, ważne że je ma".

W zasadzie to tyle. Najbardziej uderzył mnie ten nawał przestępców i te ich powstawania, którym "zdarzyło" się mieć
miejsce. Jak teraz o tym myślę, to zastanawiam się czy cokolwiek co tam powypisywałem ma sens, ale i tak zamieszczę
;).

Pozdrowienia!

andrzej_goscicki

Brawo! Brawo! Jak czytał to w niektórych miejscach przestawałem i zaczynałem klaskać! Nareszcie ktoś kto mówi(pisze) z sensem! Mam dość tych fanboy'ów Raimiego lub Webba toczących nieskończąną wojnę. Nareszcie prawdziwy fan postaci który widzi plusy jak i minusy obu trylogii(Webb ma zamiar nakręcić 3 część, więc będzie to trylogia).

Zgadzam się z tobą w wielu kwestiach ale i mam do napisania parę własnych słów.

Otóż faktycznie związek Petera z Gwen był lepiej przedstawiony w pierwszej części, ale był on znośny choć wkurzyła mnie ta scena w parku kiedy jako "przyjaciele" mówili sobie czego nie mają robić w swoim towarzystwie. A co do wątku ojca Gwen? ciekawy przemyślany i tak jak to ty napisałeś pojawia się zbyt rzadko. Fajnie też by było gdyby na pogrzebie Gwen Peter zobaczył koło jej rodziny właśnie jej ojca który przecząco kiwa głową. Niestety ten wątek to był po prostu nie wykorzystany potencjał.

Jedźmy dalej, piszesz o wujku Benie. i znów muszę się z tobą zgodzić ale nie w każdej kwestii! Fakt powinien być o n wspomniany o wiele więcej razy. Jednak nie dziwi mnie fakt że dla Petera najważniejszy jest jego ojciec, który miał wiele sekretów, ba został oskarżony o zdradę! Jednak nie znaczy to by zapominać o Benie!

Nawiązując do tego o gościu w kostiumie. Wiem chyba podkreślę CHYBA dlaczego masz takie wrażenie. Spidey Raimiego był taki jaki powinien być bohater z posągu. Zło to zło i należy je powstrzymać, zabawa później. Webb przedstawił go jako człowieka, który próbuje być bohaterem ale wydaje mi się że przez to jest bardziej ludzki.

Rhino tak? Był super według mnie. Bardzo dobrze, że nie było go tak dużo bo a) Był antagonistą drugoplanowym i b) zobaczymy go w jeszcze co najmniej jednym filmie. O nim tyle teraz dalej.

Elektro! Wygląd: No normalnie bosko. Ale przemiana, tutaj po raz kolejny muszę się z tobą zgodzić. Było to bezsensowne i głupie, można było to przedstawić w o wiele lepszy sposób! I te węgorze! Błagam! Ale za to motyw podobał mi się bardzo. Piszesz że nie można się tak zmienić otóż można! Sam byłem świadkiem jak niezauważalny "nikt" podziwia inne sławne osoby lecz nie chce być takie jak one(pomiatali innymi takimi jak ten "nikt") Lecz los się do tego "nikogoś" uśmiechną i zaczął być rozpoznawalny lecz już po miesiącu był gorszy od tych którym zazdrościł sławy ale nie chciał być tacy jak oni. Dodatkowo w więzieniu był on torturowany co nasilało złość! We dług mnie jest to najlepszy motyw z 4 antagonistów od Webba! Ale to tylko moje zdanie.

Green Goblin! I znowu muszę się z tobą zgodzić. Harry był lepszy w trylogii Raimiego. Sam motyw czyli "zabicie" przez spideya jego ojca był zarąbisty no i to co napisałeś Franko miał trzy filmy DeHane jeden. To z tym kostiumem faktycznie było dziwne ale szczerze mówiąc nie pomyślałem o tym :P Co do pojawienia się jako Goblin wydaje mi się że jest to tak jak w przypadku Rhina! Będzie go więcej w co najmniej jednym filmie i nie był głównym antagonistą a zadanie wykonał dobrze! Wie kim jest spidey i zalazł mu za skórę(zabił Gwen). Wydaję mi się że celowo dano mu tak mało czasu bo to był tylko zalążek który będzie rósł w Sinister Six. Jednak motyw Harrego był beznadziejny. Nie pomogłeś mi więc ja cię zniszczę! o ile przy Elektro był najlepszy z całej czwórki o tyle Goblina najgorszy.

Jak widać zgadzam się z tobą w paru kwestiach a w paru nie ale najważniejsze w adaptacji komiksu jest to by film wychwycił ducha tegoż komiksu i muszę przyznać, że Webbowi w tym filmie udało się to zrobić najlepiej z wszystkich pięciu filmów o Spider-Manie

Pozdrawiam! :)

ocenił(a) film na 8
andrzej_goscicki

Porządne komentarze, zgadzam się w większości!

ProkopPL

bo tutaj nie ma fanboyów Raimiego lub Webba tylko są fani filmów i spider-mana, przy okazji ProkopPL z chęcią bym przeczytał co ty myślisz o tym filmie:)

ocenił(a) film na 8
Vexes

A więc, wkurzyło mnie trochę to, że Electro w jedną chwilę stał się zły i trzeba było go zabić. Według mnie lepiej by było gdyby się nawrócił tak jak np. Sandman w 3 części Spider-Mana Raimiego i sobie odszedł, a nie, że trzeba było go zabić :D. Green Goblin lepszy był w starej części i poświęcono mu całą trylogie, a nie jeden film. No i James Franco wg mnie dużo lepiej odegrał tą postać.

Trochę racji z tym wujkiem Benem, że za mało był wspomniany w filmie, ale tutaj większą rolę odgrywał jego ojciec i dlatego tak musiało być. Gdyby wspominani byli na równym poziomie to by za dobrze nie wyglądało.

Moim zdaniem i ten aktor dobrze odgrywa rolę Spider-Mana, ale tamten miał coś w sobie. Fajny był ten motyw, że on był taki bardziej "ciotowaty". Nie czytałem komiksów niestety ale oglądałem bajki jak byłem mały to tam Spidey taki był ;p. Tamten Spider-Man miał w sobie to coś, czuć było, że to superbohater.

Generalnie sorka, że się nie rozpisałem tak jak wy ale jakoś nie mam takiej weny dziś. Ale bardzo miło mi się czytało wasze opinie :)

Pozdrawiam!