Film dobrze się ogląda, wszystkie niedociągnięcia dotarły do mnie po zakończeniu seansu. Po pierwsze osoba po takich przejściach w dzieciństwie, nawet poddana wieloletniej terapii, nie mogłaby dobrze wykładać towarów w Biedrze, a co dopiero służyć w policji. Po drugie: gdzie się podział wątek metafizyczny, czyli wiedźma podrzucająca orzechy, którą widział pies? Kolejnym elementem budzącym moje zastrzeżenia jest wątek specjalnych zdolności głównej bohaterki: trzyma co prawda rękę nad ofiarami, ale nigdy nic nie wyczytuje. Czemu służył element bezpłodności i starania o dziecko? Dokładnie niczemu. Zaczynam się zastanawiać nad obniżeniem oceny.
Mogę jedynie zgodzić się z niedorzecznością tych sytuacji. Brak rozwinięcia nie dotyczy tylko psa, ale o ile dobrze pamiętam, to również akcja z zaginioną dziewczynką stojącą pod jej oknem nie została wyjaśniona. Chodzi mi konkretnie o moment, w którym Amaia znalazła mokry płaszcz i nie zapytała o niego rodziców zaginionej. Pojawiają się pytania: kto był wiedźmą, która sterowała dziewczynką za pomocą orzechów, które miała w kieszeni oraz to jak niezauważona po prostu odwiesiła go do szafy. Kolejny wątek to półnagie zdjęcia, które znalazła w laptopie. Czemu to miało służyć? Pokazać jak bardzo zepsuta była ta dziewczynka i utwierdzić nas w przekonaniu, że jednak zasłużyła na to, co ją spotkało?
Kwestia bezpłodności oraz rozmowy z amerykańskim mentorem również są dla mnie zbędne. Po pierwsze dlatego, że od pracy odciągały ją bardziej traumatyczne wspomnienia matki psycholki (wtf?!) niż widok ciężarnych kobiet czy dzieci, a po drugie i tak nie rozwinięto, co takiego Amaia wyczuwała poprzez wyciągnięcie ręki nad ofiarą. To był jakiś specjalny skill, który po prostu był zbyt mistyczny by go wyjaśnić? Też tego nie rozumiem.
Film jest po prostu przeładowany wątkami, które rozbijają go i zacierają jeden jasny tor. Po seansie nie wiem czy to była opowieść o policjantce ścigającej mordercę młodych dziewczyn, o kobiecie zmagającej się z traumą z dzieciństwa czy może baśnią braci Grimm o czarownicy i "Panu Lasu", czyli Basajauna.
Myślę, że książka (spora, bo ponad czterystu stronicowa) na której opiera się film, dużo zgrabniej łączy te wątki i nie wprowadza takiego zamieszania. Ten film to chyba jeden z przykładów na to, jak ładnie można zepsuć scenariusz mając do dyspozycji zbyt duży materiał.
Zdecydowanie zgadzam się z Wami. Czekałem na pociągnięcie wątku z "orzechami" oraz rytuału układania dłoni nad ofiarami. Zresztą postawiony tarot przez ciotkę dobrze łączyłoby te wątki. Szkoda, że twórcy sami zapędzili się w kozi róg i nie podjęli tej drogi , bo zrobił się zwykły średniak.
Mówiąc pokrótce zgadzam się że film nie spełnia oczekiwań, a nawet można powiedzieć że to gniot ;) jednak apropos wszystkich niewyjaśnionych wątków-historia należy do trylogii także na szczęście albo nieszczęście istnieje wytłumaczenie dla tylu naładowanych elementów