Film porusza ważną i niełatwą kwestię. Gwałt na zakonnicy nie odbywa się jedynie w znaczeniu dosłownym ale odciska piętno na porządku ideologicznym i moralnym. Osobie, która decyduje się na życie w czystości, by w ten sposób poświęcić je dla wiary, świat sypie się podwójnie. Mamy tu spektrum wewnętrznych kryzysów i poradzenia sobie z traumą.
Kompozycja filmu dobrze odzwierciedla sytuację w klasztorze. Surowy, zimny krajobraz, jałowa zmarznięta ziemia są dobrą metaforą skamieniałego rygoru wiary i posłuszeństwa jaki panuje wśród sióstr zakonnych. Zasady są jasne i niekiedy fanatycznie przestrzegane. Minimalistyczne podejście do muzyki potęguje to wreażenie. Głuchy klasztor wypełnia jedynie śpiew sióstr zakonnych. W momencie pojawienia się francuskiej lekarki sotpniowo następuje odwilż. Okazuje się, że nie wszystkie zakonnice mają to samo podejście, te same motywacje. Kiedy dylematy wiary znajdują ujście w kompromisach nadchodzi wiosna i klasztor rozkwita.
Kamera snuje się lub jest całkowicie statyczna dając miejsce na refleksję. Mało jest planów ogólnych co sprawia wrażenie mało rozbudowanego otoczenia. Może być to manewr podkreślający klasztor jako odciętą fortecę.
Miałam wrażenie, że postacie są słabo zarysowane i płaskie, głównie w przypadku Mathilde. Nie umiem do końca określić czy jest to kwestia dialogów. Czegoś w scenariuszu po prostu mi zabrakło. Sama gra aktorska Lou de Laage wypadła na dobrym poziomie. To samo tyczy się Buzek, czy Kuleszy.