Z niezniszczalnych jest tylko Stallone 5 minut na ekranie (zawód ogromny że tak mało) oraz Jason który ciągnie film na własnych barkach i z wiekiem jest tylko przyjemniejszy w oglądaniu. Reszta to dramat a nie niezniszczalni:
1. Randy Couture: jakiś zmęczony i mdły
2. Dolph daje radę ale mało go
3. 50 cent: błagam...
4. Iko oraz Tony: fajnie ale nie wykorzytali ich pełnego potencjału
5. Megan: ktoś kompletnie zidiociały ją zatrudnił. Złota malina jak nic.
6. Andy G.: nie za bardzo wiem po co tam był ale podobno miał być głównym badassem
7. Młody Galan? Zaskakująco dobry ale miałby więcej sensu fabularnego w części trzeciej u boku "ojca".

Budżet: 100 mln ? Połowa poszła na finalny wybuch.

Powinni postawić cały film na dwóch bohaterach (Sly i Jason) oraz ich relacji - bo jest między nimi chemia. Tu był ogromny potencjał i nawet nie musieli przy tym wybić 500 ludzi. Dodać do tego dobre choreografie walk i trochę wystrzałów ślepakami oraz podarować sobie sceny lotnicze co ucięło by koszty... proste? Proste...

Umówmy się: każdy czekał tylko na zetknięcie się pięści jednego czy drugiego tytana kina akcji ze szczęką jakiegoś innego tytana kina akcji. To była esencja serii: niezniszczalni.

Z sentymentu 6/10 ale schrzanili temat i można mieć o to ogromny żal. Reżyserka to amatorzy którzy nie udźwignęli, a mieli w sumie proste zadanie.