Jestem zawiedziony. Paradoksalnie, w pewnej mierze z tego względu, że pewne konstrukcyjne elementy filmu były wytworzone w naprawdę niezły sposób. Tylko wypełnienie jakoś mi nie zagrało.
Gdzieś tam z grubsza zarysowano osobowości poszczególnych postaci oraz ciekawą konwencję okoliczności i miejsca, w którym się spotykają. Dopełniono to odpowiednim klimatem. Każdy rodzic jest odrębną jednostką o określonym charakterze, ale widz ma świadomość, że jego zachowanie w jakiejś mierze może być uwarunkowane tym jaką rolę w placówce odgrywa jego dziecko, o którym nic nie wiemy. Główny bohater pojawia się pośród tych ludzi jako obcy i musi błyskawicznie rozeznać sytuację i stosownie się w niej odnaleźć. Owemu rozeznaniu podlega także ciało pedagogiczne. Bohater ustala o co toczy się gra i z kim może zawierać ewentualne sojusze. Ale w zasadzie nie do końca jesteśmy pewni ani jego zamiarów ani intencji poszczególnych postaci. Aura tajemniczości, jaką od początku rozpostarli nad filmem jego twórcy daje nam poczucie, że tak naprawdę wszystko może się tu wydarzyć i na jaw mogą wyjść nawet najstraszliwsze rzeczy.
Niestety, dobrą ilustracją tego jak bardzo cała ta udolnie zarysowana sceneria uległa zmarnowaniu jest scena finałowa. Rozpoczyna się niezbyt przygotowane przedstawienie jasełkowe, na widowni zasiadają rodzice i dzieci, ktoś sięga po broń, ktoś pokrzykuje, ktoś wymiotuje, ludzie się rozbiegają, ktoś wypowiada niby zabawną sentencję... Trudno doszukać się w tym wszystkim celu i sensu.
Mogę usiłować spojrzeć na film inaczej, mniej sceptycznie. Bo może nie jestem odpowiednim targetem. Główny bohater to taki dobry, przystojny i nieco psotliwy chłopak, który okazuje się być kumaty, zaradny i bardzo chce być dobrym ojcem, choć nie bardzo wie jak to zrobić. Cała ta karuzela postaci doskonale odgrywa klasyczne stosunki i napięcia wewnątrzszkolne oraz naszą, polską mieszankę charakterów i osobowości, a prócz tego w powierzu wciąż wisi seks, polityka oraz większe i mniejsze grzeszki dzieci i dorosłych. Czasem bywa wzruszająco, czasem prześmiesznie i nie ma tu topornego szablonu. A zatem jest to rewelacyjna, lekka komedia.
Choć nie pokładam się ze śmiechu słysząc, że ktoś przemówi "bez żadnego trybu", to jednak jakoś tam bawi mnie ciągłe przeplatanie formalizmów i wątków osobistych w rozmowach o sprawach absolutnie błahych acz jakoby koniecznych. Albo np. wezwanie podniesioną bronią do głosowania: "Kto jest za Józefem w jasełkach, jak jest od milionów lat?" czy instrukcje z jaką prędkością ma opadać śnieg. Za udane uważam zarysowanie kontrastu pomiędzy refleksyjną, zadumaną i mocno wycofaną panią dyrektor placówki a dyrektywną i impulsywną szefową rady rodziców, działającą w ciągłym napięciu i wysługującą się usłużną poplecznicą.
Problem w tym, co dzieje się podczas filmu. A rozgrywa się tam swoisty minispektakl. W filmie Polańskiego "Rzeź" mieliśmy do czynienia z mikrospektaklem, ale zajmował on moją uwagę od początku do końca. Zetknąłem się z opiniami krytycznymi, że przecież tam nic się nie dzieje i po prostu gadają bez końca o tym samym i nawet gdy już niby ma się coś wydarzyć, to i tak wracają do punktu wyjścia. Ale ów film trzymał mnie w napięciu. Ten zaś, niejako przyobiecawszy intensywne wrażenia, tylko momentami prezentuje scenę czy wymianę myśli relatywnie godną uwagi.
Większość scen oglądałem dość biernie. W pewnym momencie napięcie w filmie zaczęło przyspieszać, ale... bez mojego udziału. To postacie w filmie zdawały się przeżywać jakieś wzmożone emocje, ja nie. Gdy wcześniej, w oparach marihuany, dzielili się jakimiś wyznaniami, nie miałem wrażenia, że coś szczególnego się właśnie rozgrywa. Dopiero wzmiankowana scena finałowa budzi we mnie uczucia. Ale są to uczucie zażenowania, znużenia i irytacji. Nie spodziewałem się arcydzieła, ale wiele wskazywało, że będę miał do czynienia z udanym, zabawnym filmem z intrygującą fabułą, ciekawymi dialogami i mocno angażującymi zwrotami akcji. Niestety, w ostatniej kwarcie film już mocno pikuje i z każdą sceną coraz dotkliwiej odczuwałem, że nic mnie tu już nie zachwyci. Gdy pod koniec seansu krzywiłem się z niesmakiem, wciąż potrafiłem sobie przypomnieć momenty, gdy film dało się jeszcze poprowadzić lepiej. Ale ostatecznie, było raczej słabo.