Właśnie skończyłam oglądać na Pulsie i cóż... Chciałam dać mniej, naprawdę. Ale w sumie nie było tak źle. Mogło być znacznie gorzej. Naprawdę mogło.
Generalnie ostatnio lubuję się w filmach, które pokazują coś co znam, ale inaczej. W tym wypadku wilkołaki - nie ładne wilczki, nie w pełni uformowane, włochate wilkołaki, tylko ludzie z kępkami sierści i zabójczym instynktem, czyli zwyczajne potwory. Logiczne też, że nie miały włosów, skoro będąc w odmienionej postaci również ich brakowało - to jest nawet na plus... W pewnym sensie. No i w końcu (ach, dzięki ci reżyserze/scenarzysto!) dar/przekleństwo przekazywane w linii kobiecej, a nie męskiej. Przynajmniej tak to odebrałam.
Zupełnie za to nie rozumiem po kiego grzyba ten Gary na końcu oddycha, ale to jest jedno z ulubionych zakończeń wielu reżyserów/scenarzystów, więc nie mam o co się czepiać. Do obejrzenia... Hmm... Kiedy już naprawdę nie będzie nic innego? Tak sądzę.
Wydaje mi się, że Gary oddycha bo już zakażono go "wirusem" wilkołaczym, ale dawno oglądałam to nie pamiętam :P