mctiernan kroczy śladami ludów koczowniczych niczym stanley kubrick śladami indian spod powierzchni zjawisk w hotelu panorama, u mctiernana hotel to kalifornia (such a lovely place, such a lovely face)
trochę bardziej film, który ma do zaoferowania przede wszystkim atmosferę, przez co warstwa fabularna wypada chaotycznie, no i jednak z nie do końca satysfakcjonującym zakończeniem. Mogło być lepiej, gdyby położyć bardziej akcent na to, że nie trzeba do amazońskiej dżungli się wybierać, by natrafić na niezbadane tajemnice, a i California potrafi być dziką krainą.
Jedyny film McTiernana z takim onirycznym klimatem, ma to swój urok.
tak, to zdecydowanie jest cinematografia atmosfery, mroczny dark ambient przetransvideowiony na obrazki. amazońska dżungla powróci zresztą za dwa lata w filmie o Predatorze, który stanie niejako w opozycji do tego - mniej tam będzie aury spod podglebia promieniującej, więcej nadglebnego dziania się. zagrożenie przyjdzie z góry, przeto bohater przyjmie przeciwstawną orientację - na przykład w kulminacyjnej potyczce z nieznanym wysmaruje się ziemią i zniknie. w dół to do matek - tak zdaje się bruno schultz pisywał. czyli w stronę pierwotności zwrot jest wybawieniem. bohater Predatora obierze ten kierunek i to go ostatecznie uratuje.