witam,właśnie wróciłem z kina i oczywiście szukając dziury w całym moja myśl zaprząta pytanie KTO zabił pierwszego pilota...
Ale kiedy tam wszedł? Wchodziła tylko starsza pani i bohaterka grana przez Juliane Moore. Chyba że coś przeoczyłem...
Masz rację to bardzo nielogiczne, przecież Bill ustalił że wchodziła tylko staruszka i ruda.
To nieuważnie oglądałeś ;)
Takich dziwnych zapytań po filmie było całkiem sporo. choć produkcja całkiem całkiem. Jeżeli nie liczyć tego niewyjaśnionego morderstwa kapitana to z ciekawszych pytań pozostaje to jakim cudem w narkotykach znalazła się bomba? Sąd Zack (2 "zły") wiedział że Bill schował magazynek w skrytce nad siedzeniem skoro był ze wszystkimi z tyłu samolotu?
No i najważniejsze: dlaczego Bill nie zrobił czegoś absolutnie oczywistego w jego sytuacji w chwili gdy zaczął dostawać te smsy - nie kazał wszystkim przejść na tył, powiedział kim jest, wyjaśnił zaistniałą sytuację i poprosił by każda kolejna osoba pokazała swój telefon. Dowiedziałby się od razu kto do niego pisał, gdyby tylko zabronił wstawać z miejsc w czasie "kontroli"...
Jego partner tez byl zamieszany, mowil ze potrzebne mu te pieniadze i on wniosł walizke na pokład samolotu poniewaz jak mowił sam Bill agenci federalni nie sa sprawdzani przed wejsciem do samolotu poprostu wchodza i wychodza.
A to już kolejny wymysł scenarzystów. To że mają prawo mieć broń na pokładzie to nie znaczy że nie są kontrolowani :)
Po tym jak okazało się że piloci którejś linii lotniczej (nie europejskiej) kilka lat temu zamieszani są w przemyt prochów na naprawdę dużą skalę to personel pokładowy sprawdzany jest nie mniej uważnie od przeciętnego pasażera ;)
To nie wymysł scenarzystów, tylko incia20 :) W filmie było pokazane, że Bill jest sprawdzany, tak jak inni pasażerowie. Po prostu mógł wnieść na pokład broń.
Tym niemniej, tak jak pisała @Incia20, Bill wspominał o braku kontroli tajniaków, co pozwoliło mu zlokalizować położenie bomby. Wymysł scenarzystów.
nie mógł im wyjaśnić co się dzieje, bo ludzie wpadliby od razu w panikę. obsługa jest tak przeszkolona, że nawet w razie awarii samolotu nie można im mówić dokładnie o problemach.
Tak i w 20 min sprawdzilby 150 telefonow haaaaaaa
Nadawalbys sie rezysera muminkow a tez watpie czy dalbys rade
Z cała pewnościa terrorysta pokazałby telefon, z którego wysłał pogrózki [jakby nie mógłby mieć dwóch]
Chodziło o to ,żeby przypuszczenia spadły nagle na rudą albo na starszą babcie ;)
Gówno ustalił, zapytał babcie czy kogoś nie widziała a że widziałą akurat tylko rudą to tak zeznała. Nie od tego są staruszki żeby non toper kibla pilnować.
Chyba żartujecie, że chcecie, żeby kino akcji było idealnie zgodne z rzeczywistością :-).
Jeśli już się czepiamy to rzeczywistość jest taka, że NAJPIERW się przelewa rządowe pieniądze, a dopiero potem ustala sprawców. Przecież dopóki nie nastąpi wypłata przelew można anulować ;-). Tak więc film nie trzyma sensu już od pierwszych chwil.
Ale bez przesady, nie o to chodzi ;-).
Chciałbym zauważyć że wejście staruszki i rudej to ostatnie 10 minut czyż nie? A nikt nie powiedział ile czasu działa trucizna, trucizna mogła działać i 40 minut a nie 10. Można by było to wyjaśnić ale nie uważam że scenarzyści popełnili błąd logiczny.
No i właśnie o to chodzi trucizna aktywowała się w momencie wstrząsu osoby która ją zażyła.
SPOILERY!
Tych dziur to było mrowie-a-mrowie.
- absurdalne jest przewidywanie ruchów przeciwnika z dokładnością co do sekund. No nie ma bata aby terroryści byli w stanie wiedzieć co szeryf zrobi i w jakiej kolejności. Jeden nieprzewidziany ruch i cały misterny plan w pis*du
- absurdalne zachowania pilotów. Wiem, że sytuacja szczególna ale... Pilot dostaje polecenie "nikogo nie wpuszczać" i już po minucie wpuszcza stewardessę. Pilot dostaje rozkaz "nawet nie drgnij, bo zestrzelimy" a ten pikuje sobie ostro. Super.
- dylematy porywaczy. Wszystko dopięte co do sekundy, a na koniec porywacz myśli " a może jednak nie mam racji.... hmmm". No bez jaj.
- walizka kokainy i naprawdę nikt jej nie sprawdził przy kontroli bezpieczeństwa? Hmm....
- niezła szybkość mediów. Od pierwszego kontaktu porywaczy minęła niecała godzina, a tu już transmisja na żywo w TV, filmiki online na YT, pełna historia kariery szeryfa i wywiady z jego kolegami z pracy. Brakowało tylko "a teraz nasz reporter na pokładzie przeprowadzi wywiad z pilotem".
A najbardziej szkoda mi tej dziewczynki. Trauma do końca życia :-D
- pilot wiedział, że jeśli bomba wybuchnie na tej wysokości, to WSZYSCY i tak zginą, więc co mu kurva szkodziło?
- google i youtube działają w o wiele mniej, niż godzinę. jak wszystkie media poza papierowymi.
Pilot wiedział że na pokładzie jest bomba, która może wybuchnąć. Jak wybuchnie (na danej wysokości) to małe są szanse na przeżycie. Ale miał obok dwa myśliwce, które dostały polecenie "jak tylko się ruszy to pruj cały magazynek". A wtedy na pewno nikt nie przeżyje. Więc manewrem pilot tylko i wyłącznie ryzykował życie pasażerów, a że mu się udało (i myśliwce go nie zestrzeliły) to tylko fart i miękkie serce wojska.
Jasne, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że ktoś z pokładu samolotu uploadował filmik (który i tak był nakręcony w momencie gdy już było gorąco), w parę chwil film zdobył popularność na YT/FB/whatever, zainteresowały się tym media, zdobyły komplet informacji o Bilu, zmontowały zgrabny reportaż i zorganizowały wywiady z kolegami Billa. Trochę wątpliwe, by nawet w epoce internetu i googli dało się to zrobić w 20-30 minut.
Jeśli na pokładzie wybuchnie bomba na tej wysokości, to nie, że są MAŁE szanse na przeżycie - jest ZERO. Więc miał do wyboru zaryzykować albo i tak umrzeć. Dosyć prosty wybór.
Jeśli filmik jest tak gorący (taki to jeden na milion, jak nie rzadziej), to wystarczy, że uploadował go na YT, i KTOKOLWIEK powiadomił o tym JAKĄKOLWIEK stację telewizyjną - wystarczy do rozpętania całego majdanu szybciej, niż ci się wydaje.
Dlatego też zwyczajnie powątpiewam :-) Zapewne kwestie techniczne są istotne (może jest tu jakiś polot-specjalista?) ale po prostu nie za bardzo chce mi sie wierzyć, że pilot ryzykowałby zastrzelenie samolotu pasażerskiego i wbrew rozkazom samodzielnie decydował o przebiegu akcji. Wiemy że jest jakieś tykające pudełko i ryzykowanie pojedynku z uzbrojonymi myśliwcami? Pilot nie wie czy bomba jest prawdziwa, czy wybuchnie, czy odpalana zdalnie, czy można ją rozbroić itp. Ma dylemat: posłuchac się Bila, o mocno nadszarpniętej opinii, czy wyższych dowódców zakazujących dalszych działań. Postaw się w roli pilota - jakby go wojsko (zgodnie z poleceniami odstrzeliło) to byłby podejrzany o współudział, porwanie, ignorowanie rozkazów, nieprzestrzeganie procedur, nie miał jakiegoś przeszkolenia i w ogóle wielka afera. To że mu się udało to fart wielki :-)
Z majdanem się zgodzę, ale w dalszym ciągu powątpiewam. 20 minut od zajawki do pełnej publikacji - mimo wszystko to bardzo mało. No i nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś korzystanie z internetu w samolocie (a tym bardziej upload video) kosztował majątek.
Mój ojciec jest pilotem, więc mogę ci powiedzieć, że samolot bombą na tej wysokości by wywaliło w piz.du (pardon my french), tych, co się nie spalili, wyssałoby z samolotu i spadanie ku swojej śmierci chyba byłoby o wiele gorsze, niż zostanie rozstrzelanym. A dla twojej wiadomości, w każdym samolocie jest praktycznie niezniszczalna tak zwana czarna skrzynka, która zapisuje każde słowo w kabinie pilotów, więc wszystko zostałoby wyjaśnione i nikt by go za bandziora nie uważał. To, czy bombę można było rozbroić nie miało żadnego znaczenia, bo została minuta do jej detonacji, kiedy pilot zdecydował się na zejście. Widocznie słyszał w głosie Billa i widział wcześniej w jego zachowaniu, że to nie żarty, zdecydował mu się zaufać - też bym tak zrobiła.
A teraz, szczególnie w takich liniach, jakimi lecieli, czyli nie jakieś ryanairy, internet w samolocie to nie problem.
Co mnie trochę zirytowało, to nie to, że pilot zszedł, tylko to, że nie krzyczał od początku do swoich przełożonych, że w samolocie jest bomba i musi zastosować protokół polegający m.in. na zejściu. W ogóle nikt ziemi przez telefon za dużo nie tłumaczył (szczególnie Bill), tylko pozwolili się oskarżać i rozłączali. Ale wielka tragedia to nie była.
Ja cały czas się zastanawiam dlaczego bohater przedstawia się imieniem "Bill", skoro w paszporcie ma imię "William"?
Czy ktoś naprawdę sądzi, że w filmie zostanie pokazany każdy ruch każdej osoby? Przecież to logiczne, że nie można tak zrobić filmu, bo trwałby 10 godzin. Normalną sprawą też jest, że w każdym filmie są niedopowiedzenia i tematy, które trzeba ogarnąć i domyślić się pewnych rzeczy, bo o to chodzi w filmie.
O ile pamiętam w filmie akcja dzieje się w czasie prawie-rzeczywistym: wstęp + 20 minut + 20 minut + (chyba) 20 minut. I co innego niedopowiedzenia, a co innego niedociągnięcia ;-)
Bill to jest takie "dopieszczenie" imienia William. W Ameryce nikt nie używa imienia William, gdy się przedstawia. Z drugiej strony nie jestem pewna czy Bill funkcjonuje jako samodzielne imię, ale chyba tak. Mało kto wie, że słynny Bill Clinton też ma na imię... William. Tak się jakoś dziwne przyjęło.
Wyciągnięte z Wikipedii:
William is a popular given name of old Germanic origin.[1] It became very popular in the English language after the Norman conquest of England in 1066,[2] and remained so throughout the Middle Ages and into the modern era. It is sometimes abbreviated "Wm." The name's shortened familiar version in English is Bill, Billy, Will or Willie. A common Irish form is Liam. Female forms are Willa, Willemina, Wilma and Wilhelmina.