zamykając już oficjalnie ten nowohoryzontowy przeglądzik wielkich arcydzieł filmowych to bezapelacyjnie największe pozostawiłem sobie właśnie na zakończenie..
konieczne preludium do życia wiecznego z akcentem na słówko "symfonia" od mojego ulubionego xięcia józefa, lutnisty transisty szamanisty, który - zwłaszcza na żywo odbierany - tworzy taki klimat grozy, mroczności i pomroczności - adekwatny, wpunktowany, zgodny z okolicznościami dookolnej wampiriady aż po sam kres nocy, wy-zionięcia, ode-tchnięcia, roz-dymnięcie się w przestrzeni non-sensu i nic-ości na skutek działania promienic łonecznych - że niechaj się najlepsze wilkołacze audycje równie onirycznej Trójeczki Pod Xiężycem autorstwa sławetnego juchożłopka spod sanoczka po kryptach pochowają.. magia obrazu, magia dźwięku, magia karpat. total.