Film opowiada o powstawaniu siódmej części "Koszmaru z ulicy Wiązów". Heather Langenkamp, aktorka, która zagrała główną bohaterkę pierwszej części, miewa w swoim prawdziwym życiu koszmary związane z Freddy'm, a do tego prześladuje ją telefonicznie ktoś, kto udaje jego głos. Na wieść o tym, że ma być kręcona kolejna część, z nią w roli głównej, jest skonfundowana i wręcz przerażona. Dzięki tej autotematyczności film sporo zyskuje, bo stawia widzom pytanie "a co jeśli między rzeczywistością a fikcją granica jest cienka i potwory z tej drugiej strony mogą ją przekroczyć?" A przypominam, że film powstał na rok przed świetnym "W paszczy szaleństwa" Johna Carpentera, który właściwie podejmował ten sam temat. Niestety nie jest to aż tak dobre jak część 1 czy 3, ale to jedyny film z serii, który poza tymi dwoma warto obejrzeć.
Dla mnie lepsza część od jedynki, nieco gorsza od trzeciej. Robert Englund za to trzyma fason i taki sam zaczepisty poziom gry aktorskiej/image'u przez całą serię.
Dwójka ma sto razy więcej klimatu a czwórka 50 razy bardziej. Jest lepsza tylko od piątki i szóstki ale to średni film. Wyróżnia go ten meta pomysł ale z drugiej strony zabija on mroczną atmosferę pierwszych części i czyni fabułę dość głupkowatą. To jakby Poltergeist 4 miał być filmem o kręceniu filmów a duchy napastują aktorów w nim grających i udają że grają w rzeczywistości.