W filmie nie ma "pseudofilozoficznych bredni", jest za to filozoficzne przesłanie. Idealne dla takich pseudoambitnych, gruboskórnych prostaków, dlatego bronią się przed nim sarkazmem (swoją drogą - gdybym miał używać tylko ich ubogich kryteriów, to i ten sarkazm cholernie nudny, oklepany, wtórny i banalny). Po co oglądacie filmy z takim nastawieniem? Podejściem na zasadzie "jestem znafcom i oto przede mnom kolejny film, który mnie zahartuje emocjonalnie, czyli zobojentni, a potem napisze wszendzie, jaki ckliwy i banalny shit widziałem, bo przecież ja się nie chce wczuwać, dekonstrukcja - to jest to"? Już wiele osób na forum napisało, jakie z filmu płynie przesłanie, ale równie wielu głąbów odpowiadało na to streszczeniem tego morału w paru słowach i błyskotliwą pointą "no i co, dzięki temu film jest genialnym dziełem"? Nie, kuźwa! Film jest genialny jako całokształt, bo tak się ocenia sztukę! Jak potrafisz się wczuć, to ten całokształt ogarniasz. W tym filmie wszystko wspaniale się uzupełnia. Nawet kosmici są genialnym konceptem, bo właśnie o to chodzi, że pseudomędrcy chcieliby odkrywać Amerykę. O to chodzi, że na Ziemi roi się od takich, co przesłanie filmu nazwą banałem, ale o tym banale, co może też banalne, zapominają! Właśnie dlatego, skoro ludzie, jako jeden gatunek, nie są w stanie się co do podobnych banałów zgodzić, to widocznie trzeba kogoś z zewnątrz. Obcej cywilizacji. Takiej, która intelektualnie i naukowo wyprzedza nas dosłownie o lata świetlne, ale dzięki temu jest pokorna wobec spraw filozoficzno-egzystencjalnych i zdaje sobie sprawę, że ostatecznie nie chodzi o nic innego niż szczęście. Intelekt to narzędzie. Tak że nie, w tym filmie nie było ani powalających efektów, ani filozoficznego efekciarstwa. Wyważania otwartych drzwi. Jako sztuka jest świetny, jako nauka - banalnie ponadczasowy i uniwersalny.
Ten film nie ma żadnego przesłania. Został zrobiony przez ludzi, którzy „intelektualnie i naukowo odpadli od współczesności dosłownie o lata świetlne”. Nie przez przypadek został oddany w ręce człowieka o nazwisku Denis Villeneuve, który jest w stanie spaprać wszystko, cokolwiek dostanie się w jego ręce.
To nie krytycy zrobili „Nowemu początkowi” nędzną opinię, nędza stała za tym filmem od pierwszego zdania w scenariuszu. Ja nie czuję się odpowiedzialny za słabość tego filmu a Twoja ocena nie uczyni z niego arcydzieła.
Film, jeśli jest sztuką, nie podaje wszystkiego na tacy, tylko pozostawia pole dla interpretacji. Ty posługujesz się personaliami, większość wypowiedzi poświęcając twórcom filmu, a na koniec stwierdzasz, że moja ocena nie robi z filmu arcydzieła... Oczywiście, że nie robi tego moja ocena (10). Nie robi tego również moja OPINIA, bo tę można wywnioskować z tego, co stanowi większość mojego komentarza.
Większość mojego komentarza stanowi INTERPRETACJA PRZESŁANIA. Skoro ją wywiodłem, to widocznie dostrzegam bez trudu i silenia się coś, czego Ty nie dostrzegłeś albo nie chcesz dostrzec, nie wiem. Jednak sam fakt, że przesłanie wywiodłem i streściłem, przeczy Twojej tezie. Być może dla Ciebie film ma przesłanie, gdy jest ono podane w jakimś cytacie jeszcze przed napisami początkowymi. :)
Interpretujesz NICOŚĆ (przesłanie), albo interpretujesz własne wyobrażenie NICOŚCI. To jest na pewno błąd, czy błąd przynależny „pseudointeligentom”? Pomyślisz i ocenisz.
Orientuję się w naukowej i intelektualnej współczesności i wiem, że tym od „Nowego początku” daleko do tej współczesności. Twoja ocena, na którą wpływa zawarta w filmie teza, że ludzkości są potrzebni kosmici do zrozumienia przesłania, jest zbudowana na negacji współczesności. Wystarczy jej nie negować, a film straci.
Z całą pewnością twierdzę, że ten film jest zrobiony przez nieudaczników a mizerotę pana Villeneuve odczułem nie raz w kinie.
Oceniam ten film jako słaby i z całą pewnością jest to ocena rzetelna. Współczesność kiedyś uderzy w Twoją ocenę, oby mądrość Boża była w tym pomocna.
Aleluja Bracie, aleluja.
Zostawiam Cię na zawsze, ale mądrość niech Ci towarzyszy.
Poczułem się jak błogosławiony przez papieża, ale chyba źle mnie zrozumiałeś. Kulturalność mojej wypowiedzi to nie czołobitność, więc proszę, bez protekcjonalizmu. :)
"Negacja współczesności" to bardzo dobitne sformułowanie. Skrajne. Ja nie neguję współczesności. Zauważam tylko, że brak postępu mentalnego (a ten brak jest jednak nadal udziałem większości) jest kiepskim zjawiskiem w połączeniu z progresem naukowym i technologicznym. Gdybym miał możliwość wyboru, nie chciałbym urodzić się w jakichkolwiek innych czasach niż współczesne. Temat rozległy, a film nie rezonuje z moją "negacją współczesności". To daleko idące uproszczenie z Twojej strony.
Niemniej, życzę wszystkiego dobrego i nie przyznawaj sobie monopolu na mądrość, bo wygląda to karykaturalnie. Bóg z Tobą.