Po obejrzeniu filmu nasuwa mi się pytanie - czy wiem co w ogóle obejrzałem?
Przeanalizowanie kilku czynników pozwoliło mi (lub też mojej skłonności do nadintepretacji) na spostrzeżenie, że rzeczy ukazane w filmie nigdy tak naprawdę się nie wydarzyły. Bardziej rozpatruje to na zasadzie ukazania czegoś w rodzaju choroby psychicznej bohaterki, wizualizacja tego co dzieje się w jej głowie, a jej samej tak naprawdę nigdy nie poznajemy.
Wpływa na to wiele czynników - głównym jednak jest fakt, jak absurdalne jest podejście ludzkości do tak przełomowego wydarzenia jak spotkanie obcej cywilizacji. I to nie w postaci zlepku dźwięków wyłapanych przypadkiem, bez ładu i składu przez satelitę w kosmosie, czy coś podobnego. To spotkanie rzeczywistych istot, możliwość spojrzenia na nie z bliska, poznanie ich, to spotkanie twarzą w twarz z potencjalnym oprawcą lub wybawcą. Tymczasem wszystko tutaj wydaje się takie prozaiczne, główna bohaterka nawet postanawia iść do pracy (!!!) następnego dnia po tym jak w telewizji trąbią o lądowaniach UFO w 12 krajach całego świata. Nikt z sekretariatu nie fatyguje się o poinformowaniu jej o tym, że zajęcia są odwołane, o tym że niemal całe życie w przestrzeni publicznej jest odwołane. Ona przemierza puste ulice, puste sale lekcyjne, bo w końcu uznać, że hmmm... coś tu nie gra.
Również dziwacznym, wręcz absurdalnym jest wniosek colonela na temat tego, że jak ktoś zajmuje się językoznawstwem to na pstryknięcie palcami przetłumaczy nigdy wcześniej niesłyszany, wręcz niewyobrażalny zlepek dźwięków pochodzący od kosmitów. Znak równości pomiędzy językiem perskim a językiem przybyszów z kosmosu - no przecież to nie może być na serio.
I ja rozumiem, że na Stany Zjednoczone obcy przylatują sobie dla zabawy co najmniej raz do roku, ale skoro już mamy tutaj do czynienia z takimi przyjacielskimi odwiedzinami - cóż, więcej emocji wzbudza chyba wizyta ciotki ze wsi po 2 latach.
Puentując moje wnioski - sądzę że akcja filmu dzieje się w głowie bohaterki, w niezbadanych odmętach ludzkiego umysłu, tych które pozawalają nam pojmować dotychczas niepojmowalne, to wizja przyszłości, przeszłości, teraźniejszości naraz, albo po prostu wykreowany przez nią świat. Manifestacja nihilizmu. Albo wręcz przeciwnie. Całkowity niebyt lub niewyobrażalny ogrom.
Cóż, chyba musze jak najszybciej zapomnnieć o tym filmie bo mój mózg się przepracuje. W każdym razie, chcę wierzyć że akcja w tym filmie nie dzieje się w "świecie rzeczywistym", bo wtedy to jak zdarzenia w nim zostają przedstawione staje się dla mnie wręcz absurdalne.
(Duża część mojej intepretacji opiera się na tym gdy po kilku kontaktach Ian pyta Louise czy zdarza się jej śnić w języku obcych.)
Co do samego obrazu - z początku miałem cichutką nadzieję na coś w klimatach Lovecraftowych, niestety nic z tego. Ogólnie seans jest bardzo oszczędny - i może to jest najistotniejszy czynnik. który powoduje że doszukuję się tutaj drugiego, trzeciego a może i czwartego dna.