Zastanawia mnie duża ilość pytań dotyczących córki, a właściwie jej narodzin. Wszyscy zastanawiają się, dlaczego wiedząc, że córka umrze na raka , wciąż "decyduje się" ją urodzić. Pomijając teorię determinizmu - Louise "odkrywając wspomnienia" z córką nie "ogląda" ich , tylko je odczuwa, tak jak potrafi odczuwać człowiek - na milionach płaszczyzn (słabe określenie). Dlatego też czuje bezgraniczną miłość do córki , tej konkretnej córki, którą może mieć tylko z Ianem, w konkretnym momencie. (Analogia, niepoważna, ale moim zdaniem trafna do córki głównego bohatera About Time) Stąd decyzja o podążaniu tą "ścieżką". Stąd obligatoryjne rozstanie z Ianem - jakby mu opowiedziała wcześniej, nie zgodziłby się mieć z nią dziecka, bo nie czuł tej miłości, tylko poznał suche fakty - córką umrze, nie godzę się na to. Ludzkie podejście - nie masochistyczne. A przyznanie się po wszystkim doprowadziłoby tak czy inaczej do rozstania, bo poczuł się zdradzony, bez szansy na podjęcie decyzji.
Podsumowując - film jest o miłości rodzicielskiej, dziwnej i pięknej. Wielkie brawa dla reżysera.
PS. Można krytykować - Louise jest samolubna, ale ona dała córce szansę na przeżycie części życia, przy okazji siebie (i oczywiście córkę) skazując na niewyobrażalne cierpienie. Temat na czasie, nie sądzicie?