Często pojawiają się te same interpretacje filmu: o wadze komunikacji, konsekwencjach braku zaufania, zakładaniu złych intencji, nieuzasadnionej agresji. Wspomina się urzekającą, oszczędną warstwę wizualną, zgrabną i wyważoną fabułę, świetne aktorstwo.
Okej. Ale to, co mnie osobiście najmocniej urzekło, to nawiązanie do Wiecznego Powrotu. Nie w symbolach przypominających wizerunki Uroborosa. Ale w romantyczno-tragicznym wyborze bohaterki: Kiedy mierzy się z pytaniem, jakie zadaje demon u Nietzschego: Gdybyś znał swoje życie od początku do końca i musiał je przeżywać w nieskończoność - czy ta myśl by cię zmiażdżyła, czy ucieszyła?
Bohaterka, na którą czeka nieciekawa mieszanka: szczęście z datą ważności, zakończone brutalnie ogromem bezsensu i cierpienia - z miłości do swojej córki (i swojego życia?) - mówi odważne i zdecydowane TAK. Miałem łzy w oczach :)