Niestety ten nowy film jest tylko lepszy od serii AVP. Uważam, że mimo wad, które posiada Prometeusz i Covenant. To znacznie twórcze filmy o głębi, której temu filmowi brakuję. Film leci po najlepszych hitach z serii. Nawet początek kiedy pojawia się logo i muzyka przechodzi w niepewny dźwięk ściągnęli z Alien3. Retro klimat Alien wygląda świetnie, ale fabularnie i nawet teksty, które wypowiadają bohaterzy brzmią tak jak by scenariusz wygenerowało AI. Jak wpiszesz w czata stwórz mi scenariusz zawierający elementy każdej części obcego to właśnie taki misz masz jak widzimy na ekranie wyskoczy. Jedyny oryginalny motyw to początek na kopalnianej planecie. Nawet bohaterki przypominają poprzednie wcielenia Ripley. Kay wygląda nieco jak Ellen z pierwszej części w lokowanych włosach i śmiga w białych Conversach. Rain to zdecydowanie Ellen z Decydującego starcia i też ma kosmiczne Reeboki, ale niestety mimo, że Cailee Spaeny to urocza aktorka to nie ma takiej charyzmy co Sigourney Weaver. Navaro to Ripley z Alien3 oczywiście łysa ubrana luzacko i na brązowo. To takie moje obserwacje. Ciężko o coś oryginalnego w tych czasach, więc mimo wszystko oceniam go wysoko za wysoko jak na taki płytki horrorek. Do poprzednich części nie ma podjazdu. Jest to ładnie wykonany produkt. Po raz trzeci z rzędu najciekawszą postacią w filmie jest syntetyk. Ciekawy jest moment z grawitacja i kwasem, ale tak naprawdę obcy nie stanowi tu takiego zagrożenia jak w poprzednich częściach. Likwidacja obcych form życia przychodzi Rain zbyt łatwo. Za dużo tu podobieństw do tego co już było: w pewnym momencie Rain zjeżdża winda na ratunek jak Ellen w dwójce, pod koniec chodzi roznegliżowana jak Ellen w pierwszej części itp. Same hity z przeszłości.