Zacznę od tego, że moja przygoda z serią Alien rozpoczęła się kiedy miałam 11 lat. Pierwsza część leciała w telewizji, a ja wykorzystałam bez skrupułów fakt, że mój tata spał po pracy, a mama była na popołudniowej zmianie. Nasz ówczesny telewizor miał z 20 cali więc ustawiłam sobie centralnie przed nim krzesło, pogasiłam światła, na kolanach położyłam poduszkę i byłam gotowa. Nie wiedziałam w zasadzie na co, ale miał to być film straszny i nie dla dzieci, a to było więcej niż zachętą. Nie zapomnę tych emocji nigdy, połowę filmu spędziłam za tą poduszką. Pierwsze dwie części są dla mnie kultowe, ksenoform jest idealnym potworem, a Ripley kobiecą bohaterka wszechczasów.
Seria miała różne momenty. Od 3 słabszej, choć wciąż dobrej części, poprzez tą która dla mnie nigdy nie powinna powstać - 4, dobrego (z pewnymi wadami) Prometeusza i bardzo kiepskie Przymierze. Filmów w których Obcy konkurował z drugim kultowym kosmitą nie komentuje bo jak sama Sigourney Weaver stwierdziła kiedyś, tłumacząc dlaczego nie wyraziła chęci wystąpienia w jednym z tych tytułów pomimo propozycji, pomysł ten był od początku niedorzeczny.
Najnowsza część, jestem świeżo po seansie, jest wg mnie, najlepszym co spotkało tą serię w ostatnich latach, nie oznacza to jednak, że nie mam uwag.
- Wiek załogi: to niedobrze że wszyscy są takimi dzieciakami. Oceniam grę aktorów, szczególnie Rain i Andego pozytywnie, jednak uważam że decyzja o tym aby cała grupa była w tym wieku odejmuje filmowi powagi robiąc z niego trochę teen-horror.
- Bardzo podoba mi się osadzenie tego filmu między pierwszą a drugą częścią, trzymanie się retro stylistyki wizji przyszłości oraz brak przesadnego filozofowania, co było bolączką Prometeusza oraz gwoździem do trumny Przymierza (w przypadku tego ostatniego obok licznych innych gwoździ)
- Nawiązania. Fajnie, ale aż za dużo - jest cienka granica między puszczaniem oka do fana serii a przesadnym graniem na sentymentach. Ta granica została niestety przekroczona. Chciałabym jednak przez chwilę pochwalić nawiązania do gier komputerowych. Jako, że napociłam się przy Alien Isolation co niemiara a system zapisu wywoływał we mnie (jak i w wielu innych graczach) szereg skrajnych emocji aż po liczne momenty ulgi kiedy w końcu pokonałam kolejny labirynt korytarzy z Obcym na karku, zobaczenie punktu zapisu na ekranie wywołało u mnie duży uśmiech. Bardzo dobry Easter Egg - najlepszy w tym filmie. Wiem z wywiadów, że Álvarez również grał i inspirował się grą co widać także w momencie gdy android (z twarzą, jak się po chwili okazuje, Asha) łapie znienacka od dołu jednego z bohaterów - kto grał ten wie że zdarzyło się nam w tych momentach podskoczyć;) Skoro już z Alvareza taki gracz to nie przekonacie mnie, że nie grał też w The Last Of Us. Podobieństwo głównej bohaterki do Ellie jest piorunujące. Nie wierzę, że to jest przypadek, że ma tak a nie inaczej upięte włosy, że inna bohaterka wygląda jak Lev, a w filmie wspominane jest (dwa razy) pozostanie w Jackson. Nie wierzę.
- Naprawdę podobały mi się sekwencje z facehuggerami, próbą cichego przejścia czy z grawitacją (w tym z windą) jednak widać, że twórcy mieli problem ze zdecydowaniem się czy to ma być oszczędny, budujący napięcie film kosmos-grozy jak 1 część czy jednak science-fiction ze sporą dawką akcji jak część 2. Za dużo na raz to po raz kolejny grzech tego filmu.
- Wątek Andyego. Jest bardzo dobry. Najlepiej zagrana postać i najlepiej napisany element fabuły. Nic odkrywczego, ale jednak bardzo dobrze wpisującego się w ten konkretny film, uniwersum jak i zmiany we współczesnym świecie. Poczynając od tego jak łatwo możemy stracić kontrolę nad sztuczną inteligencją (bo to koniec końców jest tylko maszyna) aż po fakt, że jeśli będzie ona wyglądać tak jak my i zachowywać prawie jak my, to jest mało prawdopodobne, że nie będziemy się angażować i przywiązywać tak jak Rain (pomimo że jest to tylko maszyna). Współczesny człowiek już odczuwa emocje wobec postaci nieprawdziwych - z książek, filmów, gier.. Odczuwa chwilową pustkę gdy kończy oglądać Breaking Bad albo gdy oczami Arthura Morgana spogląda w stronę zachodzącego słońca leżąc na wzgórzu. A co dopiero gdy ten nieprawdziwy ktoś/coś będzie stać obok nas. Fascynujące i przerażające zarazem.
- Końcówka filmu. Ehhh. Jak zobaczyłam tego stwora, to miałam autentycznie flashbacki. PTSD. Ta końcówka na pewno nie jest tak zła jak w 4 części - wtedy autentycznie czułam zażenowanie, ale po co tak wydziwiać? Mleko-kwas z piersi? Naprawdę?? I żeby tego było mało to oczywiście, że statek w tym momencie musi znowu lecieć w kierunku tych pierścieni. Tak, przypomina to zakończenie pierwszej części, gdy Ripley nie udaje się cofnąć detonacji i z jednej strony Obcy a z drugiej gra z czasem, ale znowu za dużo. Bardziej jak jazda na karuzeli - byleby zdążyć jak najwięcej pokazać, niż umiejętne żonglowanie wątkami. Umiar zdecydowanie by tutaj pomógł.
Widzę w Alvarezie fana serii, który chciał innym fanom dać wszystko co najlepsze (przy okazji przyciągając nowych). Trochę jakby chciał dać dziewczynie najlepszy możliwy prezent, wykosztował się bądź wymyślił inny ponadprzeciętny sposób, ale do tego stopnia, że ta biedna nie jest pewna czy bardziej jest szczęśliwa czy jednak zakłopotana bo wolałaby coś skromniejszego. Tutaj, tak jak wspomniałam, na pewno lepszy by był umiar.
Pomimo wspomnianych wad, seria, szczególnie po naprawdę słabym Przymierzu, złapała oddech. Oceniam na solidne 6,5. Takiej możliwości nie ma a 6 to jednak za mało, niech będzie 7.
Dzięki za ten post, czytałam z wielkim uśmiechem! Moja przygoda z Alienem też się tak zaczęła, od samotnego oglądania za dzieciaka i później wielkiego strachu. Romulus to taki trochę miszmasz: są momenty genialne i są momenty kiepskie. Niemniej kiedy oglądałam, znów czułam te emocje gnojka zajaranego potworem, więc na pewno nie jest tak źle, jak niektórzy piszą ;)