Ridley'a Scotta, znawcy tematu muszą koniecznie zapoznać się z ponad 2-godzinną wersją Virtual Workprint Fanedit. Uzmysłowi im to, jak można zrobić dobry film poprzez usuwanie scen, a nie ich dodawanie.
Zawsze ceniłem wyżej wersję Scotta niż Camerona (Aliens), bo jego film straszył tak naprawdę bez pokazywania potwora. Straszył samą klaustrofobią i stałym poczuciem zagrożenia.
Okazuje się jednak (po obejrzeniu fanedit), że obcego nakręcono dość sporo, ale wyglądał idiotycznie, tzn. tak, jak był zrobiony. Konkretnie: był wysokim murzynem ubranym w gumowy strój, z ogonem na sznurku. Czysty Ed Wood.
Scott jednak umiał z tego materiału zmajstrować naprawdę niezły film - i za to go cenię.
Tak przy okazji, to warto prześledzić całą serię choćby po to, aby porozkoszować się tym, co każdej części dał inny reżyser. Alien 1 jest BladeRunnerowaty, dwójka ma klimat Terminatorowy, trójka ma wiele wspólnego z Seven, a początek czwórki od razu wydaje się podobny do Miasta Zaginionych Dzieci albo Delikatesów. :)
Prawda? Czwórka to nawet prawie, że łącznie z obsadą. Jeunet chyba do każdego filmu wstawia tego aktora, co w Alienie na wózku jeździł. :)
Dwójka ma klimat terminatorowaty, a i reżyser podobnie do Jeuneta też miał swoich ulubionych aktorów - wszak Vasquez i Hicks grali też w Terminatorze 2.