Założyłem ten temat ponieważ chciałem kontynuować opowieści które razem z wwl1 pisałem o obcych. Także proszę ludzi z zewnątrz o niewypowiadanie się w tym temacie gdyż został stworzony do celów literackich. Pozdro: Xenomorph
Urodziłem się. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to to że żyję, ogarnęła mnie duma o mojej potędze o moim gatunku - organizm doskonały pasożyt uniwersalny drapieżnik, mojej potędze i doskonałości dorównuje tylko wrodzona wrogość i przebiegłość. Jestem dronem najprawdopodobniej wojownikiem czuję to w kościach.
Wypezłem czym prędzej z ludzkiego ciała-jakie to kruche!-pomyślałem.
pierwsze co zobaczyłem to lekarze- głupki! , nawet nie wiedzą z kim mają do czynienia ! ha! no to ich zaskoczę- wyskoczyłem sybko do jednego z tych idiotów i od razu wgryzłem się w jego brzuch.
Zaczął krzyczeć i się szarpać, chcieli mu pomóc ale było już za późno, zatopiłem kły w jego ciepłym ciele- hm.... chyba serce, o ! jakie ciepłe! ale no nie mogłem tam wiecznie czekać znalazłem inne wyjście. Ledwie się zmieściłem w przełyku gdy się znalazłem w jamie ustnej otworzyłem paszczę.
Wszyscy zaczęli wrzeszczeć a ja niemal niepostrzeżenie uciekłem . minąłem wielki napis: Weyland-Yutani - Hadley's Hope. Nie obchodziło mnie to gdyż właśnie dostałem pierwszą w moim życiu motywację od Królowej. Miałem się schować w jaimś zakątku gdzie jest najcieplej się pożywić - na razie wystarczył mi tan facet którego rozwaliłem w laboratorium. Był całkiem dobry. Szkoda że nie było ketchupu:(
Na korytarzy nie było nikogo. Wpezłem więc po ścianie do kanału wentylacyjnego. Wędrowałem troche po kanałach aż znalazłem się pod wymiennikami ciepła. Wśliznąłem gdzieś między ścianę koło jakiegoś małego grzejnika za nim było malutkie pomieszczenie z kablami i przewodami . Zasnąłem między nimi.
Była 10:00 rano. Moje ciąło zdążyło już przybrać na masie 10 krotkie. Poczułem to więc wyszedłem. Miałem już nogi. Obudziło mnie kolejne polecenie Królowej. Otóż miałem ją odnaleźć. Ponoć też się schowała pod wymiennikami ciepła. Wszedłem znów do wentylacji.
Kiedy poczułem znajomy zapach wyszedłem . Rozerwałem kratę na strzępy. Ujrzałem widok moich marzeń, moje najskrytsze marzenia i bóstwa się tu zebrały i stworzyły Królową. Została zawieszona pod sufitem i składała jaja. Było ich już kilkanaście. Wekunde po ujrzeniu jej padłem na kolana przed jej obliczem. Powiedziałem: Będę Ci służył na wieki! .
Odparła: Niech tak się stanie.
Na ścianach zauważyłem już pierwsze początki nowego gniazda, na ścianach wisiały płaty żywicopodobnej wydzieliny. Byłem na razie pierwszym w swoim stadzie. Krolowa poprosiła mnie bym na razie jako robotnica roznosił jaja po okolicy i przeszedł trochę dalej i swoim śluzem powiększył gniazdo a uczyni mnie władcą stada, wojownicy będę chodzili za mną a ja będę ich uczył jak się poluje.
Padłem na twarz: Królowo, nie jestem godzien dostąpić takiego zasczytu!
Powiedziała żebym się nie martwił bowiem jestem pierwszym Ksenomorfem w gnieździe i od początku miała zamiar uczynić pierwszego wodzem.
Po czym pobłogosławiła mnie po głowie. A pazurem wykreśliła na niej I. Bowiem oznaczało to że jestem nr. 1 i zawsze nim będę.
-A teraz- powiedziała- Poroznoś kilka jaj po okolicy.
Ryknąłem triumfalnie bowiem wiedziałem że nasze gniazdo właśnie założono!
Piękne błyszczące jaja. Wszedłem znów do wentylacji, z dwoma jajami. Po pięciu minutach usłyszałem chrobotanie. Ucichłem.
A potem usłyszałem to wyraźniej! jakby ktoś tłukł kijem w stalową blachę, i ludzkie głosy.
-Jack, znowu jakieś dzieciaki bawią się w tunelu. Trza je wypłoszyć!
-Racja.
Matka która śledziła moje ruchy, nakazała bym pierwszemu założył twarzołapa a drugiego zabić i zostawić żeby jak mój brat wyjdzie żeby mógł się pożywić. Tak też zrobiłem. Wylazłem z szybu i strzeliłem jednego ogonem i przebiłem mu brzuch. Obok drugiego postawiłem jajo. Wyszedł twarzołap. 2 sekundy i go przytulił. Dobra,teraz drugie jajo. Znów wszedłem do wentylacji. PIerwsze ofiary zabite. Polowanie się rozpoczęło...
Teraz drugie jajo...znów wszedłem do wentylacji...najgorsze miało dopiero nadejść.
Poruszałem się szybko po kanałach. Nagle poczułem omdlewający ból, ból nie do wytrzymania, Ryknąłem z wściekłości. Wylazłem nie zważając na ostrożność z wentylacji. Coś mną szarpnęło. Ręka człowieka tłumiła głuchy syk butelki z gazem. Ktoś przystawił mi ją pod paszcze. Zasnąłem. Minęło chyba kilka dni i ciągle byłem w stanie odrętwienia, i ciągle bez ustanku gdy tylko się budziłem zagazowywano mnie. Byłem już zmęczony. Kiedy się budziłem zdążyłem usłyszeć jakieś głosy, ale nic poza tym.
Minęła godzina, obudziłem się. Byłem w ryzach, w jakimś małym pokoiku. Pomieszczenie miało tylko szybkę i wielkie stalowe drzwi. Za szybą mieściło się kilku naukowców. Ja im dam! Co oni sobie myślą, że będą mną pomiatać?
Poczułem się wolny. Zdziwiło mnie to. Potem usłyszałem, jakiegoś człowieka który wchodzi do mojego pokoju.
Nie chciałem go zabijać wyglądał na sympatycznego. Prześlizgnąłem się przez drzwi. Wszędzie zawyły syreny. Z wściekłości zabiłem człowieka. I już znów byłem w ryzach. Nawet nie wiem jak to się stało.
Minęła następna godzina. Wciąż spałem. Obudził mnie znajomy ryk. Kilka krzyków szarpnięć i znów byłem wolny. Taaak! To mój brat przyszedł mnie uwolnić. Razem wróciliśmy do gniazda. A tam już kilku robotników i wojowników siedziało! Tak długo mnie nie było?! Spytałem z niedowierzaniem.
Królowa wyraziła aprobatą mój powrót. A moi bracia podporządkowali się mi. Ryknąłem ze szczęścia. Teraz gdy mam już swój ,,oddział'' możemy iść na polowanie. Przesłałem swoję myśli Królowie i bracią poprzez śmignięciem ogonem powietrza.
-A teraz- powiedziałem- Za Gniazdo!!!
Jak najprędzej chcaiłęm się zemścić za takie potraktowanie. Mamusia mi pozwoliła. A ja już wbiegłem z moimi braćmi do szybu. Był dość duży by zmieścić nas wszystkich. Poruszaliśmy się bezszelestnie. Aż w końcu poleciłem im by znaleźli jak najwięcej ludzi i zawlekli do gniazda. Ja miałem inne rzeczy do zrobienia. Królowa poradziła mi żebym wziął chociaż jednego wojownika do pomocy. ,,Mogą chodzić z bronią'' powiedziała. Uznałem to za wspaniały pomysł. Już słyszałem jak moi bracia wychodzą bez najmniejszego odgłosu, z szybu, a ja wybrałem mojego pierwszego brata.
Zaczeliśmy szukać laboratorium, w końcu usłyszeliśmy głosy , które wskazywały na zdenerwowanie i napięcie. Zapewne od czasu kiedy mnie złapano zaczęły się poszukiwania.
-Posłuchaj musisz schować dzieciaki w najlepsze miejsce, te potwory mogą nas wszystkich zabić!
-Dobrze Dave,ale rozumiesz, widzieliśmy tylko kilku. Skąd wiesz że się gdzieś nie udusiły. W końcu są głupie.
Te słowa dotarły do mnie natychmiastowo. Poczułem wściekłość. Nie! Ich nie zabijemy. Zawleczemy do gniazda i będą umierali w męczarniach, za to że obrażają nasz inteligetny gatunek. Nawet nie zdawali dobie sprawy że nasza Królowa ma nawet 160 IO albo coś takiego. Takie coś się równa z poziomem inteligencji Mocarta czy kogoś takiego. To wszystko wiem bo odziedziczyłem po moim żywicielu trochę informacji. Ale to nie było teraz istotne. Teraz mamy iść na polowanie. Mama śledziła moje myśli. Spodobały się jej.
-No wiem że są głupie ale strasznie niebezpieczne. Choć coś mi mówi że nie są takie durne.
-Mówie ci że to tylko zwierzęta!
Nie wytrzymałem. Ryknąłem. Rozwerwaliśmy kratę z moim bratem. Było ich dwóch. Małżeństwo. Po co im śluby? Nie lepiej wybrać sobie królową i służyć gniazdu? Głupie ludzkie...ale już wciągnęliśmy ich do szybu i wstrzyknęliśmy jad żeby się nie obudzili. Zostawiliśmy, w szybie. potem ich zabierzemy. A teraz, trzeba było się zemścić.