AVP to standardowy Anderson. Kto zna jego wcześniejsze film, nie zobaczy tutaj nic nowego. Znów mamy do czynienia z mocno naciąganą akcją pełną logicznych potknięć. Znów wykorzystywane są w sposób dość dowolny pomysły znane skądinąd. Zaś bohaterowie to po prostu "mięso armatnie". Na szczęście wszystkie te elementy Anderson polewa w miarę strawnym sosem. Nie jest więc specjalnie ciekawie, na szczęście jednak ogląda się to bez niecierpliwego wyczekiwania końca męki. Największym plusem filmu jest diabelsko przystojny Raoul Bova i zjawiskowo piękna Sanaa Lathan. Niestety oboje cały czas są szczelnie opatulenie, więc podziwiać pozostaje widzom jedynie ich twarze.
AVP ma jednak intrygujący morał, który jednych ucieszy, innych zasmuci. Po pierwsze uroda zapewnia dłuższe życie brzydale - giną pierwsi. Po drugie kobiety przetrwają tam, gdzie mężczyźni padną trupem. Jeśli zaś jesteś piękną kobietą, to jesteś jak karaluch - przetrwasz nawet wojnę atomową. Pocieszające, prawda :)