Jakiś dobry człowiek wrzucił ten film na You Tube i w końcu mogłem go zobaczyć:D
A teraz do rzeczy. Krótko...prawie krótko i w paru punktach:
1. Muzyka. Wydaje mi się, że twórcy filmu wpadli na pomysł aby utrzymać się blisko klimatu filmów McTiernana i Scotta poprzez wykorzystanie motywów z ich filmów. Niestety w rezultacie wyszła z tego miaszanka Silvestriego i Goldsmitha zaserwowanego w okropnym "Rabinowskim"( Armageddon)stylu. Coś wybitnie nie przyjemnego dla ucha wielbiciela tematów muzycznych Preadatora i Obcego. Ale to czywiście rzecz gustu:)
2. Kurewska maniera upychania wszędzie, w każdym sequelu i każdym nowym filmie sensacyjnym sekwencji ze zwalnijącym tempem akcji i kamerą okrążającą zastygłe w powietrzu postaci! Matrix ustanowił nowe standardy, ale ten szajs naprawdę nie pasuje wszędzie. Odnoszę wrażenie, że dzisiaj niektóre filmy powstają wyłącznie z myślą o tym pieprzonym i kiczowatym efekcie specjalnym. Cyfrowe efekty wyrządzają wielką krzywdę współczesnym filmom, pozbawiając twórców filmu jakiejś naturalnej bariery w dosłownym uzewnętrznianiu swoich wizji. Kiedyś trzeba było się solidnie napracować, żeby stworzyć sugestywne i przejmujące obrazy, co wymagało pracy często niezwykle utalentowanych artystów(np. The Thing). Fakt,obecnie filmy zyskały na dynamice i w zasadzie każdy projekt można zrealizować. To już kwestia gustu, czy woli się subtelne niedopowiedzenia w filmie czy półtorej godzinną animację z gry komputerowej.
3. W filmie trzeba zastosować taką taktykę, żeby każdy mógł w nim znaleźdź coś dla siebie, a przede wszystkim, żeby każdy mógł znaleźdź 16 miechów czy 5 baksów na bilet do kina na ten film. Tak. W myśl tej zasady, w filmie trzeba wykorzystać wszystko, co chcą zobaczyć potencjalni kupcy tych biletów. A więc po kolei: jest predator z jego zajebistym inwentarzem śmierci wraz ze swymi dwoma ziomami i ich inwentarzami śmierci, jest obcy we wszystkich postaciach, łącznie z rozbieganą Królową, jest brygada naukowców, jest aztecka świątynia dla fanów Larry Croft i Indiego, jest Sacrificial Chamber, są te pieprzone Matrixoweskie zwolnienia, jest w s p a n i a ł a potyczka skumanego z ocalałym człowiekiem(!)predatora z robieganą królową, jest Spud, jest Lance Henriksen, jest super ciacho w głównej roli kobiecej, jest wspaniała historia predatorów urządzających sobie niegdyś igrzyska na ziemi, którzy wedłóg tej opcji mają całkiem spory wkład w rozwój ziemskiej cywilizacji i w końcu- jest i zakończenie sugerujące rozwinięcie tej historii w następnym filmie. Na dodatek akcja filmu rozgrywa się w Grenlandii, co umożliwiło obniżenie pułapu wieku widza do 13 lat. Bo gdy zwłoki zamarzają, posoka i gore stają się mniej karmazynowe, że tak powiem.
Pomysł ukazania potyczki preadatora z obcym sprawdził się może w komiksie. Osobiście, zupełnie nie czuję takiej opcji. Dla mnie to są dwa zupełnie odrębne klimaty, których nie powinno się ze sobą łączyć. Nie jestem wobec tego specjalnie rozczarowany, tym co zobaczyłem. No, może poza jedną, wybitnie s z c z e g ó l n ą sceną, w której Predator z ciachem ucikajac przed hordą obcych wyskakują z tunelu na jakiś cholernych sankach jak mamut i świstak z epoki lodowcowej , poczym następuje wielka eksplozja i możemy w zwolnionym tempie obserwować ciemne sylwetki predatora i ciacha lecących w powietrzu przed powiększjącą się kulą ognia. Parodia. 10 na 10 w skali mojego prywatnego gównomnierzu. Mdłe déja vu .