Obcy kontra Predator

AVP: Alien vs. Predator
2004
6,0 83 tys. ocen
6,0 10 1 83392
4,1 27 krytyków
Obcy kontra Predator
powrót do forum filmu Obcy kontra Predator

*** TEKST ZAWIERA SPOILERY ***

Paul Anderson nie zawodzi wyrobionej sobie marki - za cokolwiek by się nie chwycił, wychodzi mu to fatalnie. Jednak to, co zrobił w "AvP" przekracza już granice dobrego smaku. Fakt, ostatnie części tak serii "Alien" jak i "Predator" były słabe, wręcz bardzo słabe. Ale po "AvP" chyba wrócę do nich z przyjemnością.
Film ma zasadniczo dwie wady - brak sensu w fabule i szacunku dla poprzedników. Chyba każdy przyzna jednak, że te wady są dość duże. Żeby nie być gołosłownym, kilka przykładów do obu:
1. Szef wielkiej firmy naraża się na samodzielną wyprawę, dzielna murzynka okazuje się być lepsza od całej grupy komandosów, w jednej ekspedycji jest DWÓCH ekspertów od TRZECH starożytnych języków.
2. Weyland ginie w filmie, mimo że w "Obcym 3" żył w czasach powstawania cyborgów typu Bishop i posłużył jako pierwowzór dla ich twarzy, czas cyklu rozwojowego obcych został skrócony kilkunastokrotnie.
Słów kilka o finiszu. Takiego nagromadzenia "w ostatniej chwili" nie widziałem już całe lata. W całej scenie pościgu Lex i jej kumpel predator mieli okazję zginąć kilkanaście razy, i zawsze udawało im się o setną sekundą. Jak logiczne to jest? Co mnie jednak denerwuje bardziej, to fakt, że na końcu przeżył jedynie człowiek. Czemu? A bo hasło filmu szumnie głosiło, że "Ktokolwiek wygra, my przegramy". Dochodzę więc do wniosku, że producentami tego filmu był ku-klux-klan - bo nie wiem jak inaczej tłumaczyć fakt, że murzyni to już nie "my"...
Słów kilka o oprawie. Walki są może nakręcone całkiem widowiskowo, ale czasem odnoszę wrażenie, że ustawiane były jak mecze na czele ligi polskiej. Kiedy obcy i predatorzy tłuką się ze sobą, są szybcy, mocni i ogólnie rzucają się po ścianach. Kiedy trafiają na szeregowych ludzi, wycinają ich bez jednego beknięcia. Kiedy jednak trafią na kogoś z głównych bohaterów, czają się, syczą, szczerzą zęby i czekają grzecznie, aż w końcu zbiorą po łbie. Innymi słowy - logika tu też kuleje.
Muzyka jest jaka jest. Da się jej słuchać ale nie wbija się w pamięć choćby na jeden dzień. Montaż, i to już u Andersona też klasyka, jest po prostu teledyskowy. Ujęcia w trakcie walk trwają co najwyżej sekundę, tak żeby nic nie było widać, do tego kamera wyczynia jakieś niezwykłe ewolucje, przechodząc od jednego przeciwnika do drugiego objazdem przez sufit. Najgorsze jednak były wstawki a'la "Matrix". Ja rozumiem, że to jest teraz modne i zabawne, ale musi czemuś służyć. A spowolnienie face huggera w locie wg mnie przyniosło jedynie napad potępieńczego śmiechu i minutę ciszy za tradycjami serii...
Największa zaleta tego filmu to fakt, że jest krótki. Od przyszłych produkcji Andersona trzymam się już z dala. Wystarczyło przecież zekranizować rzetelnie komiks, i już byłby murowany klasyk - no ale to chyba dla twórców "AvP" było zbyt proste...